Zazwyczaj nie czytuje na necie wiesci gminnych i innych z kraju - wyjatkiem sa krotkie wizyty na krakow.gazeta.pl . Skadinad, gdyby usunac ze strony nazwe miasta, moznaby odniesc wrazenie, ze to jakies wiadomosci z Psiej Wolki. A to pies wpadnie pod rowerzyste (mialam napisac: pod tramwaj, ale wtedy wydaloby sie, ze to nie Psia Wolka jednak), czy tez vice versa. A to kosz na smieci nieznany sprawca obsprejowal. Jak nie pochod jamnikow, to mlodziezy weszpolskiej. Dzis wyczytalam cos bardziej istotnego: ranking liceow, z ktorego wynika, ze najlepsiejsza Piatka jest, a moja szanowna szkola, do ktorej uczeszczalam w latach 1994-98, znalazla sie na pozycji 161. Liczba szkol w rankingu: 181. Poczulam rumieniec zazenowania. Pamietam, ze jako 15-letnie ciele, wybieralam owa nieszczesna placowke z uwagi na jej bliskosc - 20 min piechota, dokladnie tak samo, jak dzis do pracy. Nie interesowalo mnie zupelnie, czy szkola produkuje tasmowo olimpijczykow. Trafiali tam generalnie ci, ktorzy nie dostali sie do lepszych liceow. Pamietam, ze nawet przez mysl mi nie przyszlo, aby probowac swoich sil i skladac papiery do owianego legenda 'Nowodworka', Sobieskiego czy 'Piatki', ktora nie wygrywala jeszcze wtedy w rankingach. Dla mnie byly to miejsca z innego swiata, do ktorego ja nie mialam dostepu. Swiata rodzin szacownych a inteligenckich, dobrze sytuowanych. Wyobrazalam sobie, ze w takich szkolach co i rusz robi sie jakies zbiorki pieniezne, jezdzi na drogie, zagraniczne wycieczki, na ktore oczywiscie nie bede mogla sobie pozwolic, w wyniku czego zostane odepchnieta na margines. Przekonana bylam swiecie, ze ci przyszli olimpijczycy jak nic odgryzliby mi glowe. Tym samym poszlam po najmniejszej linii oporu, decydujac sie na szkole, ktorej dyrektorka byla Wu-efistka, gdzie polonistce udalo sie w klasie maturalnej dobrnac z programem do romantyzmu bodajze. Nikt, ani w domu, ani w podstawowce nie zasugerowal innego wyboru, choc bylam jedna z najlepszych uczennic w klasie. Szkoda. Szkoda, ze za wazna, jakby nie bylo, decyzja zyciowa nie stala realna ocena mozliwosci ani zdrowy rozsadek, o ambicjach nie wspominajac, a kompleksy, tragiczna samoocena, brak wiary w siebie i lek przed nieznanym.
Z innej beczki. Odkad slucham regularnie poludniowej audycji Jeremy Vine Show na BBC Radio 2, czuje sie bardziej...jakby to powiedziec, uswiadomiona spolecznie tudziez politycznie ? Odkad pamietam, bylam apolityczna, bo przeciez w Polsce, angazowac sie w polityke, to jak maczac palce w gownie. Slucham jednak na co dzien tych audycji, kiwam glowa i dumam nad poruszanymi tematami. Dzis zdenerwowany sluchacz okreslil panstwo mianem 'nanny state': chodzilo o pomysl, aby urzednicy councilu chodzili po domach 'troubled families' (zajebiste okreslenie: nie patologia, margines, czy element...) i od 7 rano walili w drzwi, sprawdzajac, czy rodzice wstali i zaczeli pilnie szukac pracy, a dzieci zjadly sniadanie i poszly do szkoly. Wiadomo, ze tak nie jest: starzy spia, dzieci wagaruja. Inni, rownie poirytowani sluchacze sugerowali, aby niesprawnym zyciowo odciac pomoc panstwa w trybie natychmiastowym. Zastanawia mnie, jaki procent obywateli tego kraju ma podobne poglady ? Ilu ma poglady bardziej, hmm, ostre ? Ilu w glebi ducha zgadza sie z postulatami BNP i kopneloby w dupe fale emigracji z Europy Wschodniej, czyli takich, jak ja ? Ilu najchetniej strzeliloby w leb panu Abu Qatada, zamiast trwonic czas i pieniadze na dywagacje, czy poslac go do USA, Jordanii, czy tez stu diablow ?
Tymczasem UK ponownie znalazlo sie w recesji. Dziwnie to zabrzmi, ale bardziej mi lezy na sercu dobro tego kraju, niz umilowanej Ojczyzny. Mieszkam tutaj, zatem to, co sie tutaj dzieje jest dla mnie duzo wazniejsze, niz wyczyny jakiegos (P)osla, blokujacego w polskim sejmie projekt ustawy o in vitro. Jesli w Anglii bedzie dziac sie dobrze, mnie rowniez bedzie dobrze. Na anihilacje troubled families oraz Qatady i jego wesolej kompaniji sie (jeszcze) nie zanosi, na exodus swiezych imigrantow tez nie.
Na koniec, powiem o filmie, ktory zrobil na mnie spore wrazenie. Odzyskalam Film 4 - od czas digital switchover pojawial sie i znikal, a ja na punkcie filmow mam bzika...W ktorys weekend o 9 wieczorem rzeczona stacja puscila 'Das Boot' Wolfganga Petersena. Kojarzylam z nazwy za sprawa remixu kawalka ze sciezki dzwiekowej i choc nie bylam w nastroju na kino wojenne, postanowilam nie przelaczac kanalu, zrobilam sobie herbate, przynioslam jogurt i owoce i zabralam sie za ogladanie. Na szczescie na Film 4 sa reklamy, w przeciwnym wypadku chyba by mi pecherz pekl. Seans trwal do 1 w nocy, byla to bowiem wersja rezyserska, z napisami. Nigdy przedtem nie widzialam filmu o wojnie z perspektywy Niemcow i nawet, jesli troszke zalatywalo mi propaganda - najbardziej niesympatyczna i nielubiana przez zaloge postac to nadgorliwy chlystek z Hitlerjugend - nawet, jesli fakty pomieszane sa z fikcja, U-96 nie zszedl az tak gleboko, ani nie zostal zatopiony w okolicznosciach, w jakich zostalo to pokazane, to swietne zdjecia, muzyka oraz doskonale oddane portrety psychologiczne postaci w pelni wynagradzaja owe niescislosci. Jurgen Prochnow jako Kapitan, wysmienity...Praktycznie cala akcja dzieje sie na statku, kobiet absolutny brak. Nie bede sie powtarzac, wszystko, co wazne, zostalo juz napisane na portalach filmowych - klaustrofobia, okret jako zelazna, plywajaca trumna, straszliwy Atlantyk, scigajacy staje sie sciaganym, potworne cisnienie, ktore moze zmiazdzyc zarowno maszyne, jak i ludzkiego ducha. Jest to w istocie obraz antywojenny; Petersen zdaje sie mowic w imieniu swojej nacji: I po co nam to bylo ?
Zdecydowalam, ze nadszedl kres ogladania filmow na laptopie. Do tej pory nie chcialam zadnego powaznego sprzetu RTV z uwagi na raczej niestabilna sytuacje zyciowa; zawsze to dodatkowe graty na wypadek potencjalnej przeprowadzki, nie wiedzialam tez do konca, czy bede wracac do kraju. Taka ewentualnosc juz sie nie kroi, czuje, ze zostane, tu, gdzie jestem, na dluzej. Zatem, w planach jest 22-calowa telewizornia i odtwarzacz DVD (mozna miec wbudowany, ale jak to bywa z takimi kombinacjami, jakosc na tym cierpi). Zadne tam kino domowe, miejsca brak. Przydalby sie takze jakis micro-system do sluchania muzyki. Mam awersje do mini - wiez od lat, emituja one w moim mniemaniu dzwiek jak z kibla. Pochlebne recenzje jednak daja mi do myslenia: denon-d-m38dab
Do tego, jak Bog da, firma nie padnie pod ciezarem recesji, a ja do reszty nie zbzikuje w tym laboratorium, cosik do odtwarzania winyli i bede kontenta. Such is the plan.
Ja polecam projektorek podpinany do laptopa. Miejsca zajmuje mniej, niż TV, kosztuje podobnie, głośniki jednak trzeba do niego dokupić. W laptopku nie masz DVD? Bo to faktycznie może trochę utrudnić sprawę.
ReplyDeleteDas Boot mam na DVD właśnie, od ponad roku, przez tę długość jakoś nigdy nie miałam czasu i serc się zabrać, ale może w końcu się przemogę.
Uwaga na marginesie: dlaczego przy ostatnim pobycie w Polsce co i rusz zaskakiwały mnie dwu i trzycyfrowe ceny filmów na DVD, które na Wyspach wygrzebuje się z koszy po 2 euro lub zabiera w pakiecie "3 za piątkę"? Ja się nie dziwię, że piractwo kwitnie...
Uwaga na drugim marginesie: ja mam podobne refleksje na temat dzieciństwa i zmarnowanego potencjału. W lokalnej podstawówce byłam taką gwiazdą, że cała reszta rodzeństwa przeszła przez szkołę bezstresowo korzystając z blasku nazwiska i do tej pory się godny następca nie pojawił, 20 lat później - ale nadal kończyłam tę lokalną podstawówkę. Life goes on, I suppose. Potem było już trochę lepiej, ale jak pomyślę, ile rzeczy mogłabym robić i wiedzieć, zamiast przebumelowywać kolejne szkoły lepsze i gorsze...
Projektorek ? O tym w ogole nie pomyslalam. Mam DVD w laptopku, rzecz w tym, ze laptopek juz leciwy dosc jest, przegrzewa sie itd.
ReplyDeleteCeny z kosmosu w PL nie tylko dotycza DVD, ale i masy innychy rzeczy. Why ?
Warto sie przemoc do Das Boot, idealny film na obecna aure :)
O zmarnowanym potencjalne nawet mi sie nie chce juz rozpisywac. Life goes on - dokladnie.
Nadrabiam zaleglosci w Twoim blogu.
ReplyDeleteCo do mini-hifi - ja mam podobnej klasy Onkyo:
http://www.whathifi.com/review/onkyo-cs-525ukd
z kolumnami Tannoy:
http://www.whathifi.com/review/tannoy-mercury-f1-custom
i jestem zadowolony z jakosci dzwieku.
Jesli chodzi o gramofon to wyglada to tak:
- gramofon - ja kupilem Duel'a z eBaya za jakies £30
- nowa igla (moja byla uszkodzona) - ponad £30
- przedwzmacniacz - kiedys byly wbudowane we wzmacniaczach, teraz trzeba kupic osobno - ponad £30
Za to mozna fajne plyty kupic w charity shops i na car boot sales w cenie do £1.
Albo "In the court of the Crimson King", plyta w stanie mint za £5!