For Your Pleasure

For Your Pleasure

Friday, September 16, 2011

***

Wypadaloby cos skrobnac o nowym zyciu, nowym starcie, nowej pracy i takich tam, ale jestem padnieta, bo jednak blyskawiczne przestawienie sie na troche inne funkcjonowanie w wiosce, gdzie pubow cztery, kosciolow dwa (albo trzy), supermarketow dwa i w zasadzie tyle, jest dosc trudne po 3.5 roku spedzonych w miescie moze niewielkim, ale jednak tetniacym zyciem i znakomicie zaopatrzonym - tutejsze Tesco to jakas kpina, choc otwarte do polnocy. Jako recovering shopaholic ciesze sie, ze nie mam na co wydawac pieniedzy, a zanim doczekam soboty, aby wsiasc w pociag i pojechac do G., to mi sie juz odechciewa zakupow i zapominam, co tak naprawde chcialam nabyc. Ach tak, posciel.

W pracy, jak kazdy swiezak, dostalam przydzielone zajecia zmudne i nudne, ktore musza zostac odbebnione, ale za ktore personel o stazu dluzszym niz rok sie nie chwyci. Wlasciwe przeszkolenie zacznie sie po 26-tym, teraz po prostu lapie jakies strzepy informacji i probuje sama sie polapac, o co w tym wszystkim chodzi. Zadziwia mnie, ze pracownicy firmy perfumeryjnej tak niewiele wiedza o perfumach dostepnych na rynku, olejkach zapachowych itd. Po kilku dniach wsadzania nosa w kazda buteleczke, jaka przyszlo mi odkrecic (nie wolno tak czynic, wachac powinno sie jedynie smelling strips), boli mnie gardlo, co moze byc tez skutkiem bezmyslnego zlopania lodowatej wody w kantynie. Zarazem jednak wyostrza mi sie wech.Wciagam coraz chlodniejsze wieczorne powietrze i czuje opadajace liscie, ziemie i mase innych rzeczy normalnie ignorowanych. Wypracowuje sobie nowa rutyne dnia, jakze odmienna od starej. Wciaz nikogo tu nie znam. Obserwuje, ze mnostwo dzieciarni sie paleta po okolicy, tudziez kotow. Zdaje sie byc ciut cieplej niz na polnocy. Ludzie za to jakby zimniejsi.

Coz, life goes on. Jutro najchetniej pojechalabym na caly dzien do Londynu, ale mam odwyk od sklepow. Planuje wiec zapoznac sie blizej z najmlodszym parkiem narodowym w UK. W miedzyczasie zassany wlasnie pierwszy epizod 'Game of Thrones'. W Polsce tez zdaje sie niedlugo rusza gra o tron. Winter is coming...

Wednesday, September 07, 2011

***

Pakuje sie. Slucham Grechuty, Turnau i Zauchy - sasiad zza sciany, rzekomy student, ktory wylazi ze swojej norki kolo 3-ciej po poludniu, powraca zas polnoca, ma zapewne juz dosc 'Wieczoru nad rzeka zdarzen', ktory leci w kolko, bo tak mi sie podoba. Tej nocy mialam dosyc w sumie dobry sen: bylam w Polsce, bylo lato, byl urlop i po raz pierwszy nie panikowalam, ze przegapilam samolot albo zgubilam bilet, o czym zazwyczaj snie w kontekscie pobytow w kraju.

Cale zycie jestem przeganiana z miejsca na miejsce, wbrew swej woli, bo najchetniej spedzilabym zywot w jednym miejscu, ktore dobrze znam, ktore niewiele sie zmienia i gdzie wszystko jest w miare przewidywalne. Ilekroc mi sie wydaje, ze osiadlam na laurach, zdarza sie COS i zmuszona jestem zbierac manele i szukac nowej niszy. Ja naprawde nie pragne wiecej, niz swietego spokoju, nie interesuje mnie zbawianie swiata, szukanie misji, chce miec dach nad glowa, pelna miske i pensje co miesiac na koncie. Byc moze zle wybieram owe nisze, gdyz co i rusz COS mnie z nich wygania. Ewentualnie KTOS, dajac mi kopa w zadek, czy tez bezceremonialnie informujac, ze jestem mu juz niepotrzebna, prywatnie badz zawodowo. Jak kazdy leniwiec, frustruje sie tym wielce. Ciekawe, jak bedzie tym razem, ile zdolam pociagnac w nowym miejscu, zanim mi Wielki Kolejarz znow zwrotnice przestawi ?

Obejrzalam 'Insidious'.Scena z tanczacym 'chlopcem' wymiata - nie zauwazylam go we wczesniej scenie, kiedy bohaterka idzie przez dom, zbierajac rzeczy do prania! Ciekawy motyw z tymi projekcjami astralnymi. Sama mialam takie sny jako dziecko, ze fruwam gdzies po nocy nad blokiem - niestety, nie oddalalam sie  nigdzie dalej. Troche nie moglam spac w nocy przez ten film, jakkolwiek smieszny i glupawy :)


Tuesday, September 06, 2011

Don't look back

O samych pierdolach pisze ostatnio, a przeciez nadal miewam rozmaite refleksje. Mialam sen ostatnio. Bylam w szkole, uwieziona w absurdalnej rzeczywistosci niczym w Dniu Swistaka. Na sama mysl o spedzeniu osmiu (!) godzin przykuta do szkolnej lawy, dostawalam w tym snie spazmow. Snil mi sie WF, po ktorym zapoceni i smierdzacy przebieralismy sie w zapoconych i smierdzacych szatniach i szlismy  na lekcje. Czy cos sie zmienilo od tamtej pory, czy dzieci i mlodziez nadal nie maja mozliwosci wziecia prysznica po zajeciach z wychowania fizycznego ? Koszmar. Dalej mi sie snilo, ze nauczycielka sprawdza mi linijka, czy zostawilam odpowiednio duzo przestrzeni miedzy tematem lekcji a pierwszym akapitem tego, co owa nawiedzona istota nam dyktowala. Dalej, kobita od plastyki, ktora podczas pierwszej lekcji nakazala wykupienie polowy ksiegarni - robila tak z kazdym kolejnym rocznikiem uczniowskim, doskonale wiedzac, ze nikt przeciez tych drogich albumow kupowal nie bedzie. Po co wiec odstawiala cyrk ? Zeby otumanic i przestraszyc, na zasadzie: nie masz na ksiazki, won z sali ? W ktoryms momencie huknelam piescia w stol i krzyknelam, ze ja po raz drugi przez liceum przechodzic absolutnie nie zamierzam. Sen mara, Bog wiara...

Pal licho LO. A podstawowka ? Za moich czasow nie wsadzano nauczycielom koszy na leb. Faceta od matmy, skadinad marnej atrapy chlopa (w sensie powierzchownosci), dzieci baly sie tak, ze co drugie mialo skurcze zoladka przed wejsciem do klasy. Wszak taki pan i wladca wlepieniem kolejnej paly mogl usadzic kogos na drugi, czy trzeci rok, albo chocby zrujnowac wizje czerwonego paska na swiadectwie. Wlasnie, co to byla za mania z tymi paskami ? Jakie ma dzis znaczenie, czy ktos mial piatke z zajac praktyczno - technicznych (przedmiot-upior, tych, co to wymyslili, powinno sie ukrzyzowac do gory nogami), czy z innego zasranstwa ? Albo czy mial zachowanie wzorowe, czy tylko wyrozniajace ? Moje pokolenie chodzilo przez pierwsze pare lat przymusowej edukacji koscielnej na lekcje religii przy zakrystii. Ach, niezapomninay obled Komunii, zakuwanie jakichs bezmyslnych frazesow zawartych w 100, czy moze 200 'pytaniach', ktore trzeba bylo bezwzglednie opanowac, aby nastepnie poddac sie przepytywaniu przez ksiedza dobrodzieja. Co to jest Duch Swiety ? Nosz k...Stres rycia tych bzdur przez zastraszonych osmiolatkow polaczony z wydatkami, bo choc wprawdzie quadow wtedy 'na komunie' nie dawali, to jednak trzeba bylo sie wykosztowac na pseudoslubna sukienke, tandetny plastikowy wianek, tudziez reszte bialych akcesoriow, zeby nie odstawac od reszty. Kto nie bral udzialu w szopce, popelnial niemal socjalne samobojstwo. Dlaczego, ach dlaczego nie urodzilam sie w rodzinie ateistow i nie oszczedzono mi nerwow i stresu ? Co mam z tego po latach, poza wspomnieniami, z ktorych teraz chce mi sie smiac, podobnie jak z czerwonych paskow i innych takich. Jakie znaczenie maja dzis te laurki, czy dawne placze nad tym, ze dali czworke, a powinni bylo dac piatke ? Naprawde, najlepiej w budzie mieli ci, ktorzy wszystko gremialnie olewali - wiedzieli, co robia :) A tu czlowiek sie nastresowal, naprzejmowal, naplakal nieraz...i zadnego pozytku z tego dzis nie ma, co najwyzej wyhodowana nerwice.

Nie znosze takich snow: o klasowkach, maturze, zapominaniu stroju, usprawiedliwianiu sie. Dopiero teraz docieraja do mnie chore absurdy tej instytucji: wspomniany brak higieny, zbrodnia, jaka bylo i pewnie nadal jest 7 czy 8 lekcji dziennie. Zeby to jeszce ciekawych. Szkola bedzie mi sie do konca zycia kojarzyc z beznadziejna nuda, tepym przepisywaniem z tablicy, zakuwaniem regulek i szukaniem pcimopodobnych ghost towns na mapie. Dla jasnosci: nie bylam oslem, ale tylko dlatego, ze swego czasu informacje same mi wchodzily do glowy. Niestety, rownie szybko z niej wychodzily.

Jest taka ciekawa ksiazka Jacka Santorskiego pt. 'Prymusom dziekujemy'. Traktuje o tym wlasnie, ze zadna ilosc piatek, zaliczonych klasowek i egzaminow, pochwal ze strony srodowiska oswiaty nie gwarantuje szeroko pojetego sukcesu zawodowego i odwrotnie - wsrod ludzi sukcesu roi sie od takich, co nie pokonczyli uniwersytetow. Nie chce tutaj nawolywac do ignorowania obowiazku ksztalcenia, bo leserow, co ignoruja i sie nie ucza, jest multum. Powiedzialabym tylko: nie licz, ze dyplom ci wszystko w zyciu zalatwi. Tylko tyle i az tyle.

Ech, ponioslo mnie. Przede mna pietrzy sie stos pudel, moj ziemski dobytek, 200+ ksiazek, butow ile par nawet sie boje liczyc. Wszystko to marnosc. Stara praca pozegnana, klucze zdane, papiery podpisane. Jestem gotowa na nowe. Nie patrze wstecz.