For Your Pleasure

For Your Pleasure

Monday, December 30, 2013

***

Wszechswiat nade mna czuwa: udalo mi sie opuscic UK na czas przed- i okoloswiateczny a tym samym uniknac kleski zywiolowej i gotowania bigosu przy swiecach. W cesarsko - krolewskim grodzie mielismy natomiast codziennie piekne slonce, zero deszczu, sniegu i temperature dobijajaca chwilami do 12 stopni (Dita sie dziarsko wyrozbierala i przeziebila). Jakie wrazenia tym razem ? Nie moglam uwierzyc, ze w kazdej prawie masarni czy spozywczaku dostac mozna bylo nieprzebrane ilosci indykow, kaczek, gesi i krolikow, a na Kleparzu to i jagniecinka, panie. Baba w warzywniaku na rogu w najlepsze sprzedaje granaty; pomiedzy cebula a marchewka wala sie awokado. Jeszcze poltora roku temu nic takiego nie mialo miejsca. Smaki azjatyckie rowniez coraz smielej wkraczaja na polki osiedlowych marketow i znalezienie tajskiego gotowca czy nawet 'przyprawki' zalatujacej dalekim wschodem nie nastrecza juz trudnosci. Jednoczesnie nie rezygnujemy z tradycyjnych ingrediencji i bardzo dobrze, best of both worlds. Mialam okazje uczestniczyc w kupnie karpia (usieczon na miejscu), pomagalam takze go patroszyc i lupilam oczy. Usmialam sie setnie podsluchujac jak ludzie uzeraja sie w kolejce po ryby ("PAN TU NIE STAL! TU JEST KOLEJKA!"), niczym za dawnych czasow. Czasy sie zmienily, obyczaje te same.

Wracajac lecialam po raz pierwszy na lotnisko London Southend o ktorym moge powiedziec tyle, ze znajduje sie gdzies wsrod pol, w bardzo nudnej rolniczej okolicy, malo osob tam lata (samolot 27-go grudnia mial puste miejsca), jest najwyrazniej w ciaglej rozbudowie a dojazd na dworzec Waterloo zajal mi niecale 2 godziny. Loty z Southend sa tansze niz ze Stansted czy Gatwick, wiec bede miec to na uwadze, choc mieszkam zdecydowanie za daleko, aby stamtad regularnie latac.

Wczoraj wyjatkowo nie bylo huraganu i ulewy wiec wybralam sie do raju zakupowego w Southampton: nareszcie miasto z normalnymi, szerokimi ulicami a nie, jakby powiedzial moj dentysta, 'interior' angielski, gdzie dwa psy nie sa w stanie sie minac na chodniku...Powrocilam z pierwszym w zyciu zakupionym mebelkiem z meblarskiego Primarka, czyli Ikei. Obawialam sie, ze to bedzie jak PRL-owska podroba Lego, czyli nic do siebie nie bedzie pasowalo, ale skrecilismy i stoi, oblozone do maksimum ksiazkami i jak przez noc nie trzasnie, to stac bedzie. Koszt: cale £20 :-D Pojadlam slynnych meatballsow z zurawina, a po powrocie spedzilam caly wieczor skladajac kartony, pudelka, przegrodki do szuflad i inne bajery, ktore uwielbiam, bo szalenie ulatwiaja zycie, zwlaszcza w spartanskich warunkach, kiedy na nic nie ma miejsca.

W czwartek trza wrocic do roboty. A nuz bedzie powercut znowu ? Trzymam za to kciuki, a bawiacym sie na rozmaitych Sylwestrach zycze, aby jednak starczylo pradu i cieplej wody, przynajmniej do polnocy.

Do siego roku (podsumowanie bedzie, jesli bedzie, pozniej...).

PS. Dziekuje Wszechswiatowi rowniez za to, ze z moich planow swiatecznym w Zakopanem znow nic nie wyszlo; bylyby to najbardziej beznadziejne swieta ever.






Saturday, December 14, 2013

***

Nadeszla dlugo oczekiwana chwila wolnosci. Pakuje walizke, rozpakowuje walizke, pakuje i ponownie rozpakowuje. Na Malte i do Neapolu lecialam z bagazem podrecznym i nie bylo takich jaj, ale tez pakowalam same letnie rzeczy, a reszte upychalam po kieszeniach kurtki. Ryanair w tym swoim limitem 10 kg jest niemozliwy, choc teraz pozwalaja miec przy sobie mala torebke albo zamiast niej reklamowke z duty free, ktora przedtem kazali wkladac do bagazu. Gorzej, ze w UK mamy 11 stopni na plusie i na sama mysl o wladowaniu na siebie swetrow i puchowego plaszcza i 2.5 godzinnej podrozy pociagami i metrem na Stansted robi mi sie slabo. A ubrac sie cieplo trzeba, wszak w Ojczyznie snieg i mroz, choc na szczescie nie siarczysty.

Choc to powtarzam od dawna, naprawde chcialabym w koncu spedzic zimowy urlop gdzies, gdzie nie ma owej zimy, swieci slonce i mozna zapomiec o jingle bells. Bedac w Polsce rozeznam sie w ofertach biur podrozy i porownam je z angielskimi. Interesuje mnie Tajlandia, Sri Lanka moze ? Nie orientuje sie, jaki tam na przelomie grudnia i stycznia panuje klimat, nie ma przeciez sensu pchac sie w jakiejs monsuny. W zasadzie jest mi obojetne, gdzie by to bylo, bylem nie musiala znow pakowac swetrow i cieplych skarpet.
Troche plazowania, troche zwiedzania i nade wszystko wygrzewania sie, ktorego z wiekiem coraz bardziej mi brakuje. 



Tymczasem Firma chwali sie najlepszymi obrotami w swych dziejach. Jakies podwyzki ? Bonusy ? Sprawdze na payslipie po powrocie i jesli nic tam sie nie pojawi, bedzie to znak, ze trzeba bedzie w 2014 dac noge, o ile oczywiscie bedzie gdzie ja dac :)




Sunday, December 01, 2013

Xmas spirit (quite literally)

Wies moja dzis kwitnie, gdyz odbywa sie Christmas Market. Mozna kupic hinduskie czy tajskie take-away'e, sweter z Andow albo tez francuski brie, plus oczywiscie produkty lokalne po wywindowanych cenach. Sniegu ani grama, mimo to atmosfera swawoli unosi sie w powietrzu ;) Wczoraj nawiedzilam dzial spozywczy M&S aby znalezc cos nadajacego sie na podarunek i znalazlam likier toffee & pecan, flacha pokazna, za jedyne £5.99. Sama nie moge uwierzyc ze kiedys tam pracowalam przez swieta wlasnie. Co  bylo, a nie jest, nie pisze sie w rejestr...Mince pies rowniez maja bardzo smakowite, ale oczywiscie moja uwaga skoncetrowala sie na dziale z procentami, jako ze od jakiegos czasu dosc mocno sie alkoholizuje. Byl moment, ze juz prawie czulam sie przeziebiona, ze doskwierac mi zaczely objawy podejrzanie przypominajace IBS, w tym bol brzucha od momentu zjedzenia lunchu do 6, 7 wieczor. Po tym, jak zaczelam traktowac sie malenkim kieliszkiem brandy co wieczor, jedne i drugie dolegliwosci przeszly, jak reka odjal. Poniewaz lubie wiedziec, co wlewam do gardla, tudziez pakuje do zoladka, zamowilam na Amazon przewodnik po alkoholach, szalenie ciekawy, bo opisujacy nie tylko trunki, ale i krainy z ktorych pochodza. Zawsze interesowalam sie winami, a teraz je nie tylko pije, ale i namietnie wacham, starajac sie wylowic nuty - w kupionym ostatnio winie z Langwedocji unosza sie wspaniale akordy porzeczek. Wracajac do M&S, w tym roku maja ladny wybor swiatecznych win grzanych, w tym mulled wine z rumem. Polecam.

Dublinia podrzucila pyszny a prosty przepis na napoj na bazie Baileys, whiskey i goracego mleka, ja eksperymentujac dodalam dzis rozpuszczalna kawe i troche kakao. Rezultat jest cudowny i podejrzewam, ze mozna zrobic multum wariantow bazujac na rozmaitych likierach.

Pozostajac przy tematyce zywnosciowej: jutro jak dobrze pojdzie i kolezanka z pracy nie zapomni, bede sie cieszyc oryginalna kielbasa chorizo prosto od barcelonskiego masarza :) Chce ja zabrac do Polski, choc rodzina moze protestowac przeciwko takiemu dodatkowi do bigosu...Little do they know ! Czeka ich zamach na swieta tradycje, albowiem mam w planach zrobic lososia upieczonego w calosci w folii (no dobra, plat lososia, nie cale rybsko), indyka w pierwszy dzien swiat - jak bedzie suchy, pies bedzie mial co zrec przez caly styczen - oraz rodowity angielski Christmas pudding prosto z Lidla. Brzmi fantastycznie, nieprawdaz ? Do tego zaopatrzony barek i mozna swietowac, ze hej. Jak powszechnie wiadomo, ateisci i agnostycy obchodza swieta najladniej :)

W przyszlym tygodniu swiateczny lunch w pracy - na wieczorna impreze sie nie zalapie, bo juz mnie tu nie bedzie - oraz obiad z nowymi pracownicami, wiec w zasadzie gotowanie mam z glowy :) Natomiast w czwartek Maruda jedzie do Moskwy turystycznie i zastanawiam sie, czy powinnam ja poprosic o przywiezienie czegos specyficznego a smacznego, czegos, czego nie mamy w Polsce ?

Jak kto ma fajne pomysly na indora, tudziez inne anglosaskie przysmaki do zrobienia w polskich warunkach, prosze sie pochwalic. Reszte najchetniej bym zamowila w firmie cateringowej, bo robienie pierogow tudziez uszek uwazam za masochizm, ale ten numer raczej nie przejdzie...

Oczywiscie, wszystkie bedziemy tak wygladac w kuchni...akurat, ha ha :-D