For Your Pleasure

For Your Pleasure

Monday, May 26, 2014

***

Jestem naladowana pozytywnymi wibracjami ze hej :)
 



Nie mialam pojecia, ze w Londynie odbywa sie taka impreza, jako zywo przypominajaca krakowski Festiwal Ezoteryczny, na ktory rok w rok sciagaly tlumy spragniane wrozek, jogi, hare krishna, masazy, medytacji, tarota, fotorafii aury, magicznych kamieni i krysztalow i innych podobnych atrakcji. Festiwal w koncu umarl smiercia chyba nie do konca naturalna, bo frekwencja zawsze dopisywala, wiec albo poszlo o koszta wynajmu NCK (Nowohuckie Centrum Kultury), albo jakis purpurat w koncu zakazal szatanskich zabaw, coby zdlawic konkurencje.

Wczorajsza, kilkudniowa impreza odbywla sie przy Earls Court, wstep £11. Otrzymalismy przy wejsciu reklamowki z folderami, jakims magazynem wrozkarskim i kartonik mleka kokosowego. Byly to wlasciwie targi, kazdy wystawca mial swoj boks, czy tez stoisko i tam prezentowal rozmaite wynalazki, od stosunkowo niewinnych, jak olejki eteryczne (niestety przez nasze nosy zidentyfikowane jako syntetyki), czy esencje kwiatowe (czysta woda, jak mniemam), po totalne sciemy typu 'Aktywacja DNA' (mialam ochote zapytac baby to prowadzace, czy w ogole wiedza, co to jest DNA, a nastepnie wyszarpac je za kudly i rzucic wprost pod overground train...ale to bylo zanim mnie opanowaly pozytywne wibracje i ogolne zaczadzenie dymiacymi wszedzie kadzidlami). Niestety, na takich imprezach zawsze jest pomieszanie sacrum i profanum, czyli szarlataneria przeplatajaca sie z uczciwymi i pozytecznymi prakykami. Kolezanka udala sie aktywowac DNA, jak zas ruszylam na podboj szatanstwa i znalazlam:

- stoisko Neal's Yard, firmy produkujacej naturalne i organiczne kosmetyki. Mieli minimalna znizke festiwalowa, wiec sprawilam sobie 30 ml 100 % olejku arganowego za jedyne £16.50. Nie do porownania z tym, co kiedys mialam z Amazon. Ma wyczuwalny, orzechowy zapach, jest gesty i tresciwy i niesamowicie mi wygladzil i natluscil skore przez noc. Kupilam wlasciwie z rekomendacji blogerki Ruth Crilly i bardzo sie ciesze!

- stoisko wydawcy Hay House, a tam masa ksiazek o samorozwoju. Kolezanka nabyla 'How to Become a Money Magnet', ja mala ale do rzeczy ksiazeczke z afirmacjami.




- bar weganski, gdzie zjadlysmy weganskie sushi, salatke i zielony koktail

- stoisko, gdzie nabylysmy sobie plakat z czakramami

I wiele, wiele innych ciekawych miejsc. Kamienie polszlachetne, ktore uwielbiam, ale juz nie kupuje, bo nie chce gromadzic niepotrzebnych rzeczy. Lampy solne, gdzie sie nie moglam pohamowac i kupilam najmniejsza i najlzejsza, od dawna bowiem marzylam o takim ustrojstwie, a targanie tego z Polski wydawalo sie szalenstwem. Poczytalam troche o historii lamp solnych, okazuje sie, za pomysl pochodzi z naszego kraju wlasnie, a stosunkowo niedawno w Kaszmirze i Iranie skapneli sie, ze maja zloza soli kamiennej nadajacej sie do tego celu, co zminimalizowalo droga produkcje polska...Uwazam, ze sa to piekne obiekty i czy z Klodawy, czy z Pakistanu, wspaniale ozdabiaja przestrzen i dodaja klimatu. Tudziez dobroczynnie jonizuja powietrze.



Na festiwalu bylo tez stoisko magazynu 'Psychologies' i mozna bylo kupic sobie ostatni numer za jedynego funta, z czego oczywiscie skorzystalam :)

Duzo by pisac, co tam jeszcze bylo...Na scenie udzielali sie jacys spiewajacy guru, a za dodatkowa oplata mozna bylo wziac udzial w wykladach i workshops, z czego nie skorzystalam...

Zeby dopelnic weekendu, kolezanka wykonala na mnie reiki i masaz plecow. Masaz, jak masaz, ale przy reiki mialam wrazenie, ze ktos mi przyklada zelazko do plecow - uczucie goraca i wrecz piekacej skory. Spooky.

Tak sobie mysle...tyle jest na swiecie systemow wierzen, uzdrawiania, jakiejs tam odnowy duchowej. Kazdy region ma cos wlasnego, plus multum lokalnych odmian. Pewnie kazda dziala na swoj sposob i jest dopasowana do lokalnej populacji. Jedne nacje sie wola wyciszyc i skupic na wlasnym wnetrzu, inne albo wyrzynac innowiercow, albo wisiec na krzyzu i udawac Chrystusa narodow. Osobiscie juz wole ten spokoj i ukojenie. To each their own :)

Wracajac z Londynu dyskutowalymy sobie o naszych planach B na niezbyt odlegla przyszlosc, czyli o tym, jak przeksztalcic hobby w zarobek dodatkowy, albo glowny, kiedys na emeryturze. Kolezanka robi ten kurs reiki, interesuje ja aromaterapia i ogolnie medycyna holistyczna/alternatywna, jak zwal, tak zwal. Chcialaby kiedys otworzyc klinike, miejsce ma, lozko do masazu ma. W sumie fajny pomysl. Mnie znowuz przyszly do glowy uprawnienia instruktora nordic walking, malo popularnego jeszcze w UK, gdzie sport narodowy to lezenie na kanapie, albo pub. Zajrzalam na strone organizacji powiazanej z INWA - International Nordic Walking Federation. Organizuja szkolenia, kwalifikacje sa rozpoznawane przez rzad. Spojrzalam z ciekawosci na polska organizacje, rowniez zrzeszona w INWA. Kursy sa dostepne wylacznie dla osob z legitymacjami instruktora fitness, albo po AWF. Zadumalam sie...Dajmy na to, znam tu kolesia, sprawnego, jak nie wiem, trenujacego wszystko od tenisa po kite surfing. Taka osoba nie moglaby w Polsce zostac nordic walking instructor bo nie ma jakiejs legitymacji...Jaki to ma sens ? Rozumiem, ze kursant ma byc z definicji sprawny, aby motywowal swoich podopiecznych, ale to przeciez dyscyplina rekreacyjna, a nie sport wyczynowy. Jak zwykle, wszystko w PL jest sto razy trudniejsze i niedostepne. INWA jakos nie przeszkadza, ze British Nordic Walking oferuja szkolenia kazdemu zainteresowanemu, kto oczywiscie sam potrafi chodzic z kijkami, a jesli nie potrafi, to niech sie najpierw nauczy z trenerem, a potem zabiera za szkolenia. Jak bedzie kiepski, to nikt nie przyjdzie do niego na zajecia i zostanie wyeliminowany przez niewidzialna reke rynku. Proste.

Taka mala dygresja...ale to nie piewszy raz, kiedy cos niemozliwego w Polsce okazuje sie najzupelniej mozliwe w UK. Roznica standardow, czy rozdmuchiwanie wszystkiego do nieproporcjonalnych rozmiarow ?

Milego Bank Holiday, cokolwiek robicie !

Thursday, May 08, 2014

***

Od paru dni patrze na swiat oczyma Hanny Bakuly, za sprawa tej oto lektury:




Wbrew tytulowi rzecz jest nie tyle o wytrzymywaniu, ale o roznorakich typach meskich i o tym, ktorych unikac (wlasciwie wszystkich, poza tzw. Pogodnym Miliarderem).

Jak tylko zobaczylam tytul pierwszego rozdzialu - Agent Tomek - zaczelam sie zarykiwac i tak mi juz zostalo. Podczytuje w przerwie na lunch, po czym podnosze glowe i widze tegiego jegomoscia pod 60-tke, ktory dzis akurat wdzial na siebie dosc zaskakujaca bluze moro z jakimis motywami motocyklowymi. Normalnie gania w marynarce. Czyzby zechcial sie odmlodzic ? U Bakuly podpadlby jak nic pod kategorie Dzidzia - Dziadzia. Czytam w lozku przed snem, owe opisy z piekla rodem, historie wziete z zycia i mysle sobie: no tak, przeciez tak wlasnie jest. Czesc znam z autopsji, czesc tylko z obserwacji. Jak ktos lubi zlosliwe pioro, to polecam, choc ostrzegam, bo mozna sie ze smiechu zakrztusic. Mam tez druga ksiazke Bakuly pt. 'Wnuczkozona, czyli jak utrzymac laske'. Czeka w kolejce.

W dlugi weekend zas zaryzykowalam i sciagnelam na Kindle cos takiego:




Rzeczonego pana kojarze tylko z plotek na Pudelku, a tu dowiaduje sie, ze pracowal on kiedys dla 'Twojego Stylu', pod red. Kaszuba, w czasach, gdy bylo to dobre pismo a nie szajs dla mas niemieckiego wydawcy. Przeczytalam od deski do deski. Napisane jest to jezykiem potocznym, niedbalym wrecz, autor ma swoje ulubione powiedzonka, ktore bez przerwy sie powtarzaja, tudziez operuje dosc smiesznymi wulgaryzmami. Najbardziej spodobalo mi sie 'puscic wiosla' o ludziach, ktorzy w pewnym momencie zycia sie poddali, zapuscili, roztyli i rozmemlali. Wg Jacykowa na polskiej prowincji dzieje sie to ok. 30 roku zycia.

Sporo ma racji w tym, co pisze, dozarty jest ale czyni celne obserwacje a i mozna sie porzadnie usmiac. Lektura nieobowiazkowa.

A wczoraj to se wzielam i znalazlam stare DVD z joga, odpalilam i sie porozciagalam przez godzinke, skrecajac pol tulowia w prawo, reszte zezwloku w lewo, wszystko to na jednej nodze i usilujac nie wpasc na meble. Po tym krotka relaksacja, po ktorej zasnelam jak niemowle. Wiadomo, joga wymysl szatanski, wiec dziala, ze hej :)




Sunday, May 04, 2014

***

Ze wstydem przyznaje, ze choc za oknem slonce, ja tkwie w lozku z laptopem. Tyle maili do odpisania, setki do usuniecia, zdjecia skonczylam obrabiac, teraz zas szaleje na Virtualo.pl. Przysylaja mi caly czas jakies powiadomienia o ofertach, wiec w koncu zajrzalam i skusilam sie na pozycje autorstwa Beaty Pawlikowskiej pt. 'W Dzungli Podswiadomosci', w koszyku czeka w miedzyczasie rzecz o karierze Jacka Santorskiego i poradnik prowadzenia auta dla kobiet. Cos czuje, ze na tym sie nie skonczy, zwlaszcza, ze ksiegarnia akceptuje platnosc PayPalem (przelicznik £ - PLN ok 4.90 w tym momencie), wiec szalona wygoda...

Ksiazek Beaty Pawlikowskiej przeczytalam i posiadalam pare, niestety czesc zaginela w akcji podczas przeprowadzki. Autorka pisze o podrozach i nauce jezykow, ale i wydala sporo poradnikow 'zyciowych', bazujacych na jej doswiadczeniach: z zahukanej, szarej myszki stala sie znana podrozniczka, pisarka i kobieta sukcesu.

W pracy podzielone opinie na temat smierci Peaches Geldof. Od poczatku mowilam, ze 25-letnia Peaches po prostu sie zacpala, Maruda jednak byla przekonana, ze to byl nagly atak serca czy cos w tym stylu. Kiedy wreszcie ujawniono, ze przyczyna byla oczywiscie heroina, rozgorzala dyskusja na temat tego kto jest winien itd. Oboz podzielony na tych, ktorzy wspolczuje Peaches, ktorej wlasna matka zacpala sie po smierci Michaela Hutchence i winia dealerow narkotykow, oraz tych, ktorzy, jak ja, nie maja ani krzty wspolczucia dla idiotow ladujacych w swoj system smiertelne trucizny. Jak ktos slusznie zauwazyl, gdyby Geldofowna byla bezrobotna matka z council estate ludzie nie byliby tak skorzy, aby jej wspolczuc. Dziewczyna miala wszystko: slawnego ojca, pieniadze i koneksje i byla na tyle glupia, zeby to zmarnowac. Nie rozumiem obwiniania wszystkiego i wszystkich za swoj nalog. Czy dealerzy lapia nas na ulicach i wbijaja strzykawki w ramie ? Czy jest jeszcze na tej Ziemi ktos tak durny, kto nie wie, co robi z czlowiekiem heroina ? Jestem rowniez przeciwna temu, aby z naszych podatkow sponsorowac czyjs metadon i inne rehaby. Jestes cpajacym idiota z wlasnej woli pakujacym sie w nalog ? Lecz sie sam, z wlasnej kiesy i prywatnie.

A propos Marudy: jeszcze tylko dwa miesiace i jedzie na urlop do Kenii. Bede miec troche spokoju. Co poniedzialek wkraczam do biura okolo 8 rano swieza, wypoczeta po weekendzie, w dobrym humorze i coz slysze znad komputera naprzeciwko ? Ciezkie wzdychanie, sapanie i ogol innych dzwiekow swiadczacych o duchowych cierpieniach pracownika. I tak przez caly dzien, tydzien po tygodniu, miesiac po miesiacu. Od razu mi sie odechciewa wszystkiego. Maruda ma do emerytury jakies 15 lat, wiec sie jeszcze sporo nasteka i nasapie. Czy ja chce tego sluchac. Oj, nie. Nie, nie, nie.

Co za tym idzie...Sporo sie mowi teraz, jacy mlodzi ludzie sa obecnie bezuzyteczni jako pracownicy. Jaka maja zla 'attitude', zero wiedzy, nie mysla itd. Pozwole sobie sie nie zgodzic. Co moge powiedziec o kims, kto nie wie, jak zminimalizowac okno w Windowsie ? Gdyby takie Marudy i im podobne stekacze czlapiace powoli w strone emerytury mialy teraz zaczynac kariere od zera nie spelnily by nawet 10 % obecnych wymagan, aby dostac prace placaca wiecej niz £15 000 rocznie.

Jak widac, palam dzis miloscia blizniego. Ide czytac ksiazki, moze mnie troche uczlowiecza :-)