For Your Pleasure

For Your Pleasure

Saturday, June 30, 2012

***

Czy na okladce magazynu 'The Economist: Intelligent Life' stoi napisane 'tylko dla mezczyzn' ? Nie musi stac, poniewaz reklamy w srodku sa skierowane (stereotypowo) do panow. Auta, luksusowe zegarki, meskie akcesoria Louis Vuitton, meskie perfumy i znow auta. Magazyn wydaje sie bardzo interesujacy, nareszcie nie musze czytac setnego wywiadu z Cameron Diaz o tym, jak plywa na desce i chce miec dziecko, ale jeszcze nie teraz. Zakichana Diaz jest na co drugiej okladce obecnie i zniesmaczona tym, jak rowniez jalowa zawartoscia prasy kobiecej w sezonie ogorkowym, przerzucilam sie na wyzej wymieniony periodyk, "Scientific American" oraz "Vanity Fair". W tym ostatnim, Kristen Stewart, do ktorej nie zywie zadnych wlasciwie uczuc, w niesamowitej paryskiej sesji. Zdjecia wykonal niezawodny Mario Testino.




Prawda, ze mozna sie poslinic ?

Dla niebalujacych w sobotnie wieczory ciekawa propozycja BBC2: seria szekspirowska, wsrod aktorow wcielajacych sie w postacie angielskich monarchow m.inn. Jeremy Irons i Tom Hiddleston. Temu ostatniemu kibicuje i zycze jak najlepiej, podobnie jak Fassbenderowi.

Obejrzalam wczoraj spory kawalek "Quadrophenia". Szanuje The Who, uwazam, ze Daltrey to jeden z najlepszych rockowych wokalistow ever, ale ten film to niestety porazka. Nie wiem, co dokladnie ow obraz mial przedstawiac: bunt mlodziezy ? konflikty subkultur ? Nie ma fabuly, ogladamy bande glupich nastolatkow, jak laza po klubach i lykaja jakies prochy. Na glownego bohatera z tym paskudnym nochalem nie da sie patrzec, a pretensjonalnego akcentu - sluchac. Coz, muzyka sie nie starzeje w takim stopniu, co tego typu dziela. Ciekawa jestem teraz, jaki jest 'Tommy'...Na pewno nie zaryzykuje kupna w ciemno DVD, co to, to nie.


Tuesday, June 26, 2012

***

Nie mam o czym pisac. W pracy zapierdol, bo pracowac nie ma komu - firma zwalnia, nie przyjmuje, my - wschodnioeuropejskie roboty - mamy zas robic juz nie za dwoje, a za troje, czworo itd. Ciekawam, czy sie z nas tak Anglicy nabijaja, jak co poniektorzy w Polsce np. z ukrainskich pomocy domowych ? Choc tyle, ze my tu tyramy legalnie.

Skoro nie ma o czym pisac, to skupie sie na tym, na co ostatnio trwonie zarobione grosze. Pokonczyly sie rozne witaminy, w dodatku zaczelam odczuwac nieprzyjemne i bolesne skurcze w lydkach - jak cos takiego zlapie, to mozna tylko znieruchomiec i biernie czekac, az przejdzie. Sa to typowe objawy niedoboru magnezu, zatem uzbrojona w wiedze fachowa ruszylam na stragany sie zaopatrzyc. Mam laknienie na wszystko, co magnez zawiera i  nie dziwota: przy stresie tego pierwiastka nam ubywa, a wtedy bieda. Banany, kasza gryczana, orzechy, mleko i chwasty, jako ze magnez w chlorofilu siedzi - wiadomo...Aha, jakze moglabym zapomniec o czekoladzie! Nastepnie suplementy. Po ok 40 min namyslania sie wyszlam z Bootsa z ponizszymi artykulami:


To taki odpowiednik Imedeen, sadzilam, ze sporo tanszy, aczkolwiek jakas przekleta larwa umiescila pod produktem zla cene - czasem wystarczy ciut przesunac kilka pudelek i juz mozna klientow robic w balona. Magnezu jak widac niewiele, wiec dodatkowo wzielam bootsowskie piguly zawierajace 375 mg tegoz. Ponadto piguly na sprawny mozg. Mam zamiar brac na zmiane, jednego dnia na wyglad, drugiego na piekny umysl. Efekt powinien byc oszalamiajacy.



Wszystkie te zbytki jednak bledna przy moich nowych glosnikach Soundsticks III  Harman Kardon.




Mialam okazje je obadac tej niedzieli w Curry's PC World. Pomyslalam: raz kozie smierc. W koncu i tak jakies glosniki musze wrescie kupic. Przywiezlismy, wypakowalam, podlaczylam i oniemialam. Dzwiek jest po prostu przepiekny. Super-naturalny, zadne tam chamskie dudnienie. Mimo ze sa to glosniki do komputera (zaprojektowane pod Maca zreszta), ja je wpielam do telewizorni, odtwarzacz mp3 do portu USB w tejze telewizorni i jedziemy. Coz za radosc, wreszcie slychac, jak nalezy kazdy detal, wlacznie z paluchami szorujacymi po strunach gitary - ten charakterystyczny, piszczacy odglos. Nawet kosmiczny design nie daje tak po oczach. Firma HK ewidetnie szanuje sluchacza i muzyke jako taka. Tak pisza na swojej stronie:

"Harman Kardon is committed to reproducing sound exactly as the artist intended it to be heard, and our scientists all believe in one thing - science in the service of art. Harman Kardon products produce accurate, honest sound. Sound that hasn’t been beefed up, brightened up or editorialised in any way. Just beautiful, clear music - faithfully reproduced just as it was heard in the recording studio."

Jestem nieslychanie zadowolona. Polecam kazdemu, kto szuka zestawu 2+1 do kompa, ktory nie bedzie obrazal uszu, a wrecz przeciwnie.

Az sie chce na to wszystko pracowac :)

Z filmow obejrzanych ostatnio: 'Ides of March'. Dobry, cyniczny Clooney, niezly Ryan Gosling, ciekawe spojrzenie na kulisy wyscigu do prezydenckiego stolca, szkoda tylko, ze historia z ta panienka taka naiwna i nieprzekonujaca. Po raz kolejny mamy problem ze scenariuszem, to jakas plaga wspolczesnego kina. Z drugiej strony, w Stanach maja faktycznie pierdolca na punkcie tego, kto kogo bzyka, komu kogo wolno bzykac. Wiadomo, purytanizm nieuchronnie prowadzic musi do nerwicy seksualnej. Nawiasem mowiac, niektore z najzlosliwszych odmian tegoz narodzily sie wlasnie tutaj, na Wyspach i stad wywedrowaly za ocean. Ot, ciekawostka.


Wednesday, June 13, 2012

Prague

-A czy u was w Polsce jest rasizm ?

-No wiesz...Leca banany z trybun w kierunku czarnego pilkarza. Na co drugim bloku wysmarowane stoi Jude Raus (choc to juz antysemityzm, a wiec zupelnie inny, uwarunkowany historycznie twor), czasem sie gdzies po osiedlach leja z Cyganami. Poza tym jednak jest spoko. Koko.

Tyle tytulem gwarzenia w pracy z kolezanka z kraju bylego bloku wschodniego. Przyznam, ze fajnie bylo spedzic tydzien w Europie; bodaj i Wschodniej, czy tam Centralnej. Choc w Pradze zdaje sie mieszkac sporo skosnego luda - co do narodowosci nie jestem pewna - i w co drugim spozywczaku rezyduje skosna pan lub pani, zas w sklepach z pamiatkami rowniez zatrudnieni sa nie-Czesi, to jednak nie mamy wrazenia, ze wyladowalismy wlasnie w Pakistanie. A takie wrazenie odniesc mozna w wiekszosci brytyjskich miast, z wyjatkiem najzamozniejszych.

Kto byl, ten widzial i wie, co i jak. Kto nie byl, temu radze pojechac do stolicy Czech na minimum weekend, optymalnie zas na 5 dni (3 na zwiedzanie, 2 na dotarcie i powrot).

Praga, choc spora (nie jakis moloch jednak) jest wyluzowana i przyjazna, tak mieszkancom, jak turystom. Dla zarabiajacych w funtach czy euro reprezentuje good value for money. Wydaje mi sie, ze jest nieco drozej, niz w Polsce. Transport publiczny funkcjonuje naprawde bardzo dobrze. Niepotrzebnie obawialam sie dojazdu z lotniska: za ok funta (32 Kc) kupujemy bilet wazny przez 90 min i na tym jednym bilecie, przesiadajac sie z autobusu do metra, docieramy do centrum, tam mozemy np. wsiac w tramwaj i podrozowac sobie dalej, co ja uczynilam, jako iz hotel moj znajdowal sie pare przystankow od Placu Waclawa. Do dyspozycji mamy jeszcze bilety 24-godzinne i 3-dniowe za odpowiednio 110 i 330 koron, najbardziej sensowne z punktu widzenia turysty. Uzywalam i bylam zadowolona. Zatem, nie ma co sie szarpac na taksowki z lotniska.

Jest tam czysto. W nocy o polnocy po zatloczonym niemilosiernie Starym Miescie kraza sprzatacze i zamiataja pozostalosci hulanek i swawoli. Coz za odmiana po zasyfionych angielskich ulicach. Czulam sie bezpiecznie, za wyjatkiem czwartkowego wieczoru, kiedy to czekalam na tramwaj po seansie 'Prometeusza' i owo oczekiwanie, trwajace cale 20 min, bardziej sie okazalo disturbing niz film sam w sobie. Okolice Placu Waclawa sa niestety uczeszczane przez meneli i wszelkiej masci dziwnych osobnikow. A propos kina, to wybralam sie do pieknego, najstarszego w Pradze kina Lucerna, przedkladajac je nad Cinema City. Cena biletu to 170 koron (3D). Film niestety rozczarowal, ale o tym osobno.


Jedzenie ? Takie sobie, szczerze mowiac, aczkolwiek przy moim budzecie jadalam oczywiscie w tanich miejscach. W 90% knajpek na miescie za tzw. turystyczne menu zaplacimy ok 200 koron. Zjadlam smaczne, choc strasznie ciezkie, nadziewane miesem knedliki z kapusta i cebulka w restauracji 'U Pinkasu', uczeszczanej bardziej przez Czechow niz innostrancow. To dobry znak w przypadku jadlodajni. Tania jak barszcz Havelska Koruna to cos w stylu baru mlecznego, panie mowia po polsku, tez mieszanina lokalnych i wycieczek. Dan miesnych nie polecam, natomiast za smieszne 60 Kc zjemy calkiem niezle owocne knedliki (nalepiej posypane utartym twarogiem, polane stopionym maslem i posypane cukrem-pudrem.). Gdzie jedzenie niedrogie, tam odbijaja sobie na cenach napojow i odwrotnie. Piwo czesto bywa tansze od Coca-Coli wiec choc nie jestem piwoszem, sila rzeczy wybieralam Pilsner...

Pamiatki drogie, szklo i bizuteria piekne. Lepiej kupowac suweniry w czynnym caly tydzien ulicznym markecie, niz z sklepach, a juz na pewno nie w muzeach czy obiektach turystycznych. Przywiozlam troche Much: komplet czterech reprodukcji (250 Kc), zakladki, podkladki. Zrezygnowalam z Krteka, przedkladajac nad niego czeskie slodycze, sery i kielbasy. Zajrzalam do paru galerii, ale juz zywcem nie mialabym gdzie zapakowac dodatkowych przedmiotow. Nastepnym razem cos sobie sprawie , tymczasem musi mi wystarczyc turystyczny obrazek w sepii.

Zwiedzilam Zamek wraz z dodatkami: bilet 250 Kc na wspomniany zamek, zlota uliczke, bazylike sw. Jerzego i Katedre Sw. Wita, ktora wcale nie jest otwarta dla zwiedzajacych od samego rana. Ludzi moc. Na Hradczanach bylam pare razy, a ze pogoda przez pierwsze dni rozczarowywala to i ludzkiej stonki bylo mniej i dalo sie normalnie pochodzic. Najbardziej mi sie podobalo na Malej Stranie, gdzie mozna schronic sie przed zgielkem i turystami w jednej z licznych, spokojnych uliczek. Reszta, wiadomo: most Karola, Stare Miasto, kompletnie opanowane przez przyjezdnych, az do absurdu. Ciesze sie, ze pojechalam na Wyszehrad, gdzie leza pochowani Mucha i Dworzak, gdzie bazylika przepiekna sw. Piotra i Pawla. Skad mamy najlepszy widok na Prage ? Udajmy sie na wieze obserwacyjna w parku Petrin oraz na Letenskie Sady, skad ujrzymy szereg mostow na Weltawie, niczym na pocztowkach:


Niestety nie poszlam do Opery, aczkolwiek wybralam sie na godzinny koncert organowo-spiewaczy do kosciola sw. Mikolaja na Starym Miescie (korci mnie, aby napisac: na Rynku...). Mezzosopranistki to zaiste czeski towar eksportowy.

Bylo relaksujaco i na luzie. Czesi sa spokojni, nigdzie sie nie spiesza, nie zloszcza...Telewizja jest dubbingowana. Idzie sie dogadac po angielsku, pare razy zagadalam po czesku i to byl blad, bo odpowiedziano mi po dosc wylewnie po czesku, czego juz niestety nie rozumialam. Sporo panien mlodych fotografujacych sie przed zabytkami, z wycieczkami w tle - tez mi przyjemnosc...

Poznalam S. S. mieszka w Rotterdamie, gdzie uczy w szkole francuskiego i plastyki. Rodem z Macedonii, studiowal w Londynie i Paryzu. Razem sie nasmiewalismy z czeskich kuriozalnych slow, jak zmrzlina, czyli lody. Jestesmy w kontakcie mailowym. Punkt zaczepienia w Holandii ? Dlaczego nie...

Mam 15 dni urlopu do wykorzystania, na swieta do kraju mi sie nie chce, moze na Sylwestra, jesli plan wypali...Co nastepne ? Budapeszt!

PS. Zapomnialam dodac, ze wizualnie zarowno Czesi jak i Czeszki zatrzymali sie w koncowce lat 80. Panowie wasaci, panie z wytlenionymi badz kruczoczarnymi lbami, odziez tandetna, sportowo - bazarowa. Albo ich nie stac, albo inaczej nie potrafia. W Sephorze i Rossmanie 1/3 wyboru tego, co w Polsce, wiec sie nie ma czym podniecac. Przywiozlam sol do kapieli z Karlsbadu.Przyjemne z pozytecznym!