For Your Pleasure

For Your Pleasure

Friday, November 11, 2016

***

W kontescie wydarzen tego roku poczelam sie zastanawiac nad sednem takich pojec, jak narodowosc, obywatelstwo, naturalizacja. Kazdy teraz chce albo zostac Brytyjczykiem, albo Irlandczykiem, niektorzy nawet odgruzowuja zapomniane dawno polskie korzenie aby capnac paszport EU zanim pani May nas oficjanie wypisze z tego klubu. Amerykanie zas nagle zapalali miloscia do Kanady.

Jaki sens ma narodowosc czy obywatelstwo w dzisiejszym zglobalizowanym swiecie, zakladajac, ze nie jestesmy czlonkiem plemienia spedzajacym caly zywot w tym samym skrawku dzungli albo Amerykaninem dla ktorego swiat konczy sie na polu kukurydzy, wielkiem moze, ale jednak polu ? Sa ludzie, ktorzy nigdy nie byli poza granicami swego kraju, a nawet miejscowosci, ale nie o takich mi chodzi.

W dzisiejszych czasach mozna urodzic sie w jednym kraju, dorastac w innym, konczyc szkoly w jeszcze innym, na staz czy do pierwszej pracy wybrac sie do innego kraju i wreszcie osiedlic sie gdzie indziej aby na emeryture znow przeniesc sie gdzie dobrze, cieplo i tanio. Co za tym idzie, jestesmy przynajmniej dwujezyczni, obracamy sie wsrod przedstawicieli roznych kultur, podrozujemy i generalnie mamy poszerzone horyzonty, wiedzac, ze poza polem kukurydzy rosnie jeszcze cos innego ;) Wolny przeplyw towarow i ludzi odzwierciedla i ulatwia taki sposob zycia, nikogo jednoczesnie nie zmuszajac, aby studiowal w ramach Erasmusa czy zrywal owoce gdzies za granica, zeby zarobic na kieszonkowe. Kto chce, moze w swojej kukurydzy siedziec i cale zycie, jak mu z tym dobrze.

Czy nie byloby latwiej machnac reka na te wszystkie obywatelstwa i paszporty i stworzyc jeden, rozpoznawalny miedzynarodowo dokument ID/travel, mozna by w nim wpisac czy delikwent sie urodzil w Toruniu czy w Manili, ale generalnie bylby to ten sam dokument po to tylko, zeby sie moc czyms wylegitymowac na calym swiecie. Czy nie byloby prosciej, aby np. zamiast przymusowej niemal nacjonalizacji, bo teraz zeby uzyskac 100 % pewnosci co do zostania w UK trzeba wyrabiac ichni paszport, mozna bylo takim uniwersalnym ID sie poslugiwac i sluzylby on zarazem jako permenentny work permit ? Wszak cala ta zawierucha z aplikowaniem na te wszystkie rezydencje bierze sie nie stad, ze nagle Polacy sie poczuli Brytyjczykami. Chodzi tylko (i az) o prawo do pracy, kupna domu itd. To troche jak z malzenstwem i jego wersja light czyli zwiazkiem partnerskim. Nie ma potrzeby deklarowac na reszte zycia przynaleznosci do jednej stajni. Naturalizacja brzmi strasznie powaznie, jakby czlowiek nabywal nowej tozsamosci, podczas gdy chodzi o papierek do mieszkania i podrozowania.

Mozna sie czuc czescia swojego narodu (w granicy rozsadku), ale juz niekoniecznie utozsamiac sie z aparatem panstwowym. Jestem pewna, ze wielu Polakow, Bryjczykow i Amerykanow w tym momencie nie pala sympatia ani do jednego, ani drugiego. O sobie moge powiedziec jedno: nawet 10 brytyjskich paszportow nie zrobiloby ze mnie Brytyjki. Mam minimalna potrzebe przynaleznosci, z Polski wynioslam to, co wynioslam, odrzucam plewy, czyli te elementy naszej kultury, ktore sa nie do zniesienia, z lokalnej kultury przyswajam to, co mi pasuje. Po co mam sie zaraz okreslac, kim jestem ? Jestem soba, mam imie, nazwisko i adres stajni. Tyle mi wystarczy, aby zaprezentowac sie swiatu.

Swiat jednakowoz uwaza ubecnie inaczej i zapelnia sie debilami z flagami na koszulkach, ostentacyjnie i wrzaskliwie deklarujacymi swoj przasny patrotyzm. I dalejze na pole kukurydzy.


Wednesday, November 09, 2016

***

Dzien dzisiejszy uplynal nam w pracy na googlowaniu co lepszych 'trumpizmow' czyli zenujacych wypowiedzi prezydenta - elekta najpotezniejszego (?) kraju swiata, oraz poszukiwaniu opcji ucieczki od brutalnej rzeczywistosci. Mozna, za wcale nie takie wielkie pieniadze kupic sobie prywatna wyspe, moza jak Kora i sw.pamieci Marek Jackowski zamieszkac w jaskinii na greckiej wyspie, mozna poszukac apartamentu z basenem w Tajlandii, ktory kosztowalby mniej niz pokoj tutaj, mozna zakrecic sie kolo willi w Lagos...Razem z Maruda namierzylysmy wysepke nieopodal Sardynii, Maruda rozwaza ponadto oblezenie Wyspy Wight, ewentualnie Jersey/Guernsey. Ot, takie zartobliwe oswajanie wcale nieweselej rzeczywistosci. Kiedy wlaczylam z rana TV zobaczylam czerwone slupki zdecydowanie gorujace nad niebieskimi i prezentera, ktory z trudem opanowywal smiech, tlumaczac nam co sie wlasnie wydarzylo w USA. Mialam nadzieje, ze funt sie troche umocni wobec Euro, bo wkrotce bede musiala zaopatrzyc sie w gotowke na wycieczke do Amsterdamu, zamiast tego umocnilo sie Euro a nawet waluty takie jak zloty. Postanowilam nie ogladac wiecej wiadomosci, nie czytac zadnych powyborczych analiz, puscilam koncert Diane Reeves na You Tube - polecam kanal Jazz³+, moc muzy z festiwali i nie tylko - pije napar z imbiru coby odegnac resztki chorobska i tyle. Life goes on. Nie moge sie zadreczac czyms, na co nie mam zadnego wplywu. Amerykanie dostali co chcieli i teraz beda jesc te niesmaczna zabe przez cztery badzo dlugie lata...

Dla "oslody" dostalam email od HSBC lakonicznie informujacy mnie, ze tna oprocentowanie na koncie oszczednosciowym do 0.01 %. Ach, jakaz dobra ta nasza zmiana.


 

Sunday, November 06, 2016

***

Pojechalam na tydzien do Polski odwiedzic groby bliskich. Udalo mi sie zobaczyc interesujaca wystawe http://vangogh-alive.com/ w zabytkowym budynku dworca kolejowego, wystawe malarstwa Beksinskiego w Nowohuckim Centrum Kultury, zaliczylam tez sympatyczny koncert w centrum kultury japonskiej Manggha. Udalo mi sie takze zlapac zapalenie krtani, co nie bylo trudne zwazywszy na fakt, ze na cmentarzach przewalaly sie tlumy rozsiewajacych zarazki ludzi ;)

Obserwacja ze Stansted: lecialam Ryanem do Krakowa, samolot tym razem pelen rodakow. Jestesmy brzydcy. Strasznie brzydcy, jacys tacy niefajni w tych brudnych adidasach, rozwleczonych gaciorach, pseudoskorzanych kurtkach, torbach pamietajacych czasy jezdzenia do demoludow 'na handel'. Jakas trefna ekipa musiala leciec, albo w tamtych rejonach mieszka taki sort ? W kazdym razie wygladalo to towarzystwo jakby stali w kolejce po zupe dla bezdomnych, a nie na samolot.

W Polsce coraz wiecej przetworzonej zywnosci w sklepach, produkty smiesznie tanie w UK jak pomidory w puszce czy soczewica sa drogie, a te umiarkowanie drogie tutaj, jak zolty ser, tez sa drogie...W Carrefour wrzucilam do koszyka wodke Torunska, malego Jamesona, dwie pasty do zebow Lacalut, kilkanascie torebek przypraw, pare herbat ziolowych, Inke...i zaplacilam 180 zl co nieomal rzucilo mnie na glebe. Przy obecnym kursie funta £1 = 4.80 wiele artykulow kosztuje tyle co odpowiedniki w UK, albo wiecej. Za otwieracz do wina w sklepie osiedlowym dalam 26 zl. Za 1.5 kg proszku prawie 20 zl. Super dobra zmiana.

O ile w sloncu lata wszystko jest ladniejsze, to juz na jesieni, jak opadna liscie z drzew, wylazi bolesna prawda, ze choc Rynek i ulice wokol niego sa wylizane dla turystow, wystarczy odejsc troche dalej zeby wystraszyc sie obdrapanych kamienic. O Nowej Hucie nie wspomne, czesc osiedli sie poprawila wizualnie ale dalej pelno obskurnych pawilonow, jakichs barakow dziwnych, wszedzie sklepy z tania odzieza, wisza w witrynach te smetne szmaciory, a obok parabanki oferujace chwilowki i rozliczne apteki. Na Placu Centralnym brak juz ksiegarni, ktora byla tam od zawsze, w jej miejsce jest oczywiscie apteka. Gdzie niegdys krolowal Klub Miedzynarodowej Prasy i Ksiazki czyli EMPIK, zanim stal sie sklepem z maskotkami i kubkami, gdzie za komuny chadzalo sie na kawe poczytac zagramaniczne gazety, teraz znajduje sie spozywczak. Na miejscu Mody Polskiej - Rossmann. I tak widac swiatelko w tunelu, bo znana siec piekarn poszerzyla swa oferte o kawiarenki, nawet widzialam paru smialkow jak cos pili w srodku wiec powolutku cafe culture sie u nas odradza. Zmienia sie tez struktura populacji, sprowadzaja sie przybysze z zewnatrz zwabieni cenami mieszkan i dobra infrastruktura zatem jest szansa ze wreszcie bedzie to normalna dzielnica z normalnymi ludzmi i bedzie dla kogo otwierac te kawiarnie i robic wystawy. Zeby jeszcze wrocily kina Swit i Swiatowid.. Hucianie maja na szczescie malenkie studyjne kino Sfinks i dwa teatry, zatem KURTURA sie tam jakos tli i oby tak dalej.

Chcialam zajrzec do ukrainskiej restauracyjki w przejsciu podziemnym, ale akurat nie bylam glodna wiec moze nastepnym razem. Menu bylo zachecajace i domowe: herbata z mlekiem, zupa solanka :) Wybralam sie specjalnie do Biedronki po wino portugalskie rekomendawane na Winicjatywie. Okazalo sie ok, za 15.99 w sam raz. Na lotnisku z przerazeniem odkrylam, ze za flaszke Soplicy chca 33 zl, gdzie normalna cena w sklepie to o dyche mniej. Nic dziwnego, ze nikt nie kupowal.

Wrocilam do UK, a tu kryzys konstytucyjny: premierzyca nie moze bez zgody parlementu oglosic Brexitu, rzad sklada apelacje (!) do trybunalu, jakby to sie dzialo w Polsce PiS by rozpieprzyl trybunal i po sprawie. Teraz sie bedzie to cholerstwo wloklo jeszcze nie wiadomo jak dlugo, z fatalnymi konsekwencjami dla kursow walut i obrotow w handlu i dla nas obywateli UE mieszkajacych tutaj. W metrze sie lepiej nie odzywac po polsku bo mozna - jak w naszym tramwaju - oberwac po mordzie. Na szczescie jestem od dziecka malomowna.

In the meantime, wypoczywam po podrozy i walcze z chorobskiem.