Zadalam sobie takie pytanie ostatnio: czym jest dla mnie jakosc zycia ? Czym jest dobra jakosc zycia, a czym kiepska i dlaczego ?
Zaznaczam, dla mnie. Zapewne sa jakies wspolne mianowniki, moja znajoma mawiala, ze 'wszyscy chca tego samego', na mysli majac etat, dwojke dzieci i male mieszkanko i jakies tam wakacje raz do roku. W sumie ciezko z tym polemizowac, bo zrodlo dochodu i dach nad glowa to podstawa, potem mozna sie brac za dzieci, czy adoptowac koty, co tam kto lubi ;) Sila rzeczy osoby dzieciate beda zwracac uwage na dobre szkoly w okolicy, studenci na mozliwosci edukacji i tak dalej. Kazdemu wedle potrzeb.
WHO podaje ze Jakość życia to „spostrzeganie
przez jednostkę jej pozycji w życiu w kontekście kultury i systemów
wartości w jakich żyje oraz w relacji do jej celów, oczekiwań,
standardów i zainteresowań”. Jest to zatem bardzo subiektywna ocena tego, jak sie nam wiedzie w odniesieniu do naszych wyobrazen o dobrym zyciu oraz roznorakich naszych ambicji.
Jest mi stosunkowo latwo wskazac co uwazam za wyznaczniki jakosci zycia, a zwlaszcza niskiej jakosci.
Praca
Pracowanie w miejscu bardzo oddalonym od domu. Spedzanie zycia w korkach, codzienne dojazdy do Londynu zatloczonym i spozniajacym sie notorycznie pociagiem, a potem jeszcze koszmarniej zatloczonym metrem. Rzesza ludzi traci tak kazdego dnia 3 - 4 godziny, czasem dluzej, jesli pociagi nie jezdza albo metro strajkuje. Kosztuje ich ta 'przyjemnosc' kilka tysiecy funtow rocznie.
Spedzanie polowy doby w pracy. Nierzadko ci dojezdzajacy do Londynu pracuja od 8 rano do 6 wieczor. Czy czlowiek jest w stanie dzialac wydajnie dluzej niz 7 godzin dziennie, byc kreatywnym i skrupulatnym ? Nie wydaje mi sie to mozliwe. Dokladajac czas spedzany na dojazdy, daje to 13 - 14 godzin poza domem. Wieczorem jest tylko czas, zeby sie umyc, cos tam dziubnac, pogapic sie otepialym wzrokiem na telewizje, na rozmowe z drugim czlowiekiem juz sil nie starcza. Do spania i na drugi dzien to samo, tydzien po tygodniu, miesiac po miesiacu, do smierci albo poki firma wskutek nadmiernie kreatywnej ksiegowosci nie wyzionie ducha...
Byl czas, ze chcialam pracowac w Londynie, jednak poznalam realia tego miasta i zupelnie mi sie odechcialo. Co prowadzi mnie do kolejnego punktu programu...
Mieszkanie
Najlepiej na swoim, wiadomo, ale i dzielenie domu z innymi nie musi byc zaraz koszmarem. Problemem w UK jest przeludnienie i wciskanie do wiktorianskiego domu z trzema sypialniami siedmiu lokatorow, bo landlord living room i przedpokoj tez przerobil na sypialnie. Bylam w takim domku gdzies w czwartej czy piatej strefie londynskiej i nie moglam uwierzyc, ze ktos z wlasnej woli egzystuje w takich warunkach, korzysta z jednej kuchni, lazienki, pralki z tlumem innych osob. Moze mlodym to nie wadzi, ja jednak jakbym teraz miala tak zyc, to bym wolala nie zyc wcale.
W Polsce dla odmiany rozbraja mnie metraz, nawet nowo budowane mieszkania maja srednio po 40 metrow - dla singla z kotem OK, ale single z kotami stanowia jednak mniejszosc w naszej milujacej tradycje Ojczyznie ;) Wyglada na to, ze kolejne pokolenia beda sie gniesc w ciasnocie - dobra zmiana ?
Sygnal telefonii komorkowej i Internet
Podstawa piramidy Maslowa, wiadomo. W mojej okolicy domy chodza po pol miliona i wiecej, ale zasieg mamy marny, a tu i owdzie nie ma go wcale. Nie moge sie nadziwic, ze na szczycie Snowdon w Walii mialam zasieg wysmienity, a tu nie ;) Nie ma sie co smiac, nie wyobrazam sobie mieszkania na stale gdzies, gdzie nie ma szybkiego Internetu i takiegoz sygnalu komorki. Bez przesady.
Dostep do kultury i rozrywki
Jak juz mamy ten szybki Internet, to polowa sukcesu - Netflix, Spotify, Kindle, wszelkie uslugi streamingowe na wyciagniecie reki. Czasami czlowiek jednak chce zaznac sztuki na zywo i wtedy dobrze miec jakas osade z kinem, teatrem, sala koncertowa na podoredziu, czyli nie dalej, niz o godzine jazdy. Oczywiscie nie kazdemu kultura i rozrywka na poziomie jest potrzebna - blogoslawieni, co zyja jedzeniem, spaniem i wydalaniem ;)
Dostep do przyrody
Rownie istotny, co dostep do sztuki, zwlaszcza, kiedy sie mieszka w zatloczonym, glosnym, brudnym miescie. Nie ma to jak wsiasc do samochodu, aby po 45 min byc w gorach czy nad morzem. Co poniektore miasta rowniez oferuja oazy zieleni, jak chocby londynskie Kew Gardens, ktore odwiedzam corocznie latem, a z checia odwiedzalabym o wiele czesciej. Jak smutne musi byc zycie, jesli sie nie ma w poblizu rzeczki, lasu, zeby polazic i odetchnac wzglednie swiezym powietrzem. Tu uwaga osobista: kocham krakowskie Laki Nowohuckie, swietne miejsce na spacer z psem, lub bez psa, do tego uzytek ekologiczny...jakby jeszcze w ramach czystki etnicznej wytrzebili pijacych na lawkach dresiarzy, byloby idealnie.
Dostep do lotnisk
Mam szczescie, moge latac z Gatwick, Stansted, Heathrow, raz lecialam z Southend, za to ani razu z London City Airport. Mieszkajac na polnocy UK, latalam z Liverpool, Manchester a raz nawet z Newcastle. Nie wyobrazam sobie spedzania polowy dnia w drodze na lotnisko - nigdy nie zamieszkam w Kornwalii ;)
Czas dla siebie - me time - hobby
Jak juz mamy blisko do pracy, nie musimy jechac 100 mil do najblizszego supermarketu czy kina, o lotnisku nie wspominajac, to mamy w miare sporo czasu dla siebie i naszych pasji. Ubolewam nad losem tych, ktorzy maja tego czasu bardzo malo i naprawde nie chcialabym sie z nimi zamienic. Wspolczuje rowniez tym, co nie maja na co dzien ciszy i spokoju, a co za tym idzie, sa wiecznie niewyspani i zmeczeni. Kiepska jakosc zycia i tyle.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nigdzie nie wspomnialam o pieniadzach, choc zdawaloby sie, ze od nich wszystko zalezy i warto sie dla nich pomeczyc, czyli zrezygnowac z czesci powyzszych 'przywilejow'. Albo tak sobie zycie zorganizowac, zeby miec wszystko, czyli dobre zarobki, ciekawa prace i standard bytu nie uwlaczajacy ludzkiej godnosci i nie poniewierajacy psychiki. Mission Impossible ?
Ciekawostka: w calym UK najlepiej, wg badan, zyje sie...w Szkocji.
http://www.independent.co.uk/news/uk/home-news/scotland-quality-of-life-table-rankings-best-in-uk-a7355016.html
Jesli chodzi o to co wymienilas w podpunkcie o pracy to zgadzam sie w calej rozcziaglosci, a wiaze sie z podpunktem PIENIADZE, bo odrzucialam pare propozycji za duzo lepsze pieniadze w firmach gdzie dojezdzalabym do pracy minimum godz i 15 minut, a w korkach 2 (w jedna strone) i gdzie sie niby pracuje w jakis konkretnych godzinach ale "wypada" siedziec dluzej. A prawda jest taka ze swoja prace mozna wykonac w 8 a i w mniej godzin wiec przesiadywanie dluzej wcale nie jest produktywne a wrecz przeciwnie. U mnie w pracy mowi sie ze jak nie zdazysz swojej zrobic w 8 godz to znaczy ze jestes zle zorganizowany i cos jest nie tak. Pieniadze sa bardzo wazne i trzeba je miec, ale czasem warto miec mniej (o ile to nie oznacza biedy) niz wiecej zamiast miec ich wiecej kosztem wolnego czasu. Co do mieszkan w Polsce - czytalam jakis raport ostatnio o tym co Polacy biora pod uwage kupujac mieszkanie - metraz byl na pierwszym miejscu, na ostatnim wielkosc okien, strona (w sensie czy od poludnia itp) najmniej wazny widok za oknem. Bylam w szoku czytajac na jednej z grup fejsbukowych ze ogromna liczba rodzin 2+2 mieszka na 40-45 m2...ja mam 65 m2 i uwazam ze jest ok dla dwoch doroslych i 2 kotow, i to wszystko. A jakby byl jeszcze jeden pokoj to bylo by jeszcze lepiej.DUB
ReplyDeleteIm wyzszy metraz, tym wyzsza cena. Mieszkania w Pl dlatego sa (pozornie) tanie, bo sa bardzo ciasne. Nie wierze, ze ktokolwiek moze byc produtywny przez wiecej, niz 8 godzin, a i tak dobrze wiem, ze nikt nie pracuje sumiennie przez 8 godzin, 25 % czasu schodzi na kawusiach i pogaduszkach...chyba ze sie pracuje na magazynie w Amazon, ale nie o tym mial byc post.
DeleteGrunt to miec dobry work/life balance, a nie zamienic sie w wykonczone dojazdami do pracy zombie.