Leb mi puchnie - od odswiezaczy powietrza, swiec zapachowych, perfum dla pseudocelebrytek, z ktorymi borykalam sie caly tydzien, oraz od lotow, domow wakacyjnych i innych spraw z urlopem zwiazanych, z ktorymi borykalam sie co wieczor, od pory pokolacyjnej srednio do polnocy. Zaniedbalam 'Game of Thrones' i 'The Following', DVD z LoveFilm czeka drugi tydzien na obejrzenie, ksiazki sie kurza, mnie w glowie tylko podroze.
Nigdy nie bylam osoba nastawiona na podroze a pierwszy raz wystawilam nos poza granice Polski w roku 1997 bodajze, za sprawa szkolnej wycieczki do Berlina. Potem dlugo, dlugo nic, az do roku 2001, kiedy to pojawila sie szansa odbycia praktyki ze studiow w Anglii. Motywacja byly oczywiscie pieniadze, bo Anglia jako taka kojarzyla mi sie wylacznie z dziwacznymi ludzmi w melonikach i deszczem i zupelnie mnie nie interesowala. Nastepna byla Hiszpania, trzy lata pozniej, w ktorej niewiele zobaczylam, uzalezniona niestety od gospodarzy. Poten znow nadarzyla sie okazja powrotu na miejsce wspomnianej praktyki, czytaj: pracy na farmie owocow wszelakich, jedynie na kilka tygodni. Po przebimbanym w Polsce roku, niepocieszona perspektywa harowania za legendarne 1200 zl brutto, spakowalam walizke i ruszylam ponownie na Wyspy, na ktorych, z przerwami, siedze do dzis.
Na pierwsze prawdziwe wakacje za granica, nie liczac wyjazdow do Polski, ktore trudno uznac za podniecajace, oraz kilkudniowego pobytu w Irlandii, pojechalam zaledwie rok temu, do Pragi, tym samym przelamujac wrodzone tchorzostwo i niechec do zalatwiania wszystkiego samej (po prawdzie, wszystko zalatwila za mnie Expedia). Zlapalam bakcyla i postanowilam jak najpredzej zaczac nadrabiac zaleglosci turystyczne, w miare mozliwosci finansowych i urlopowych (20 dni rocznie...). Nie widze siebie jako podroznika czy backpackera. Potrzebuje minimum, jakim jest czyste lozko i prysznic. Nie lapie stopow, nie pojechalabym nigdzie bez zabukowanego noclegu, hostele sa dla mnie zlem koniecznym. W glowie mi sie nie mieszcza rzeczy, o jakich przeczytalam na czyims blogu odnosnie wedrowania po Jordanii: wkradanie sie przez skaly, zeby nie placic za wstep do Petry, czy wegetowanie tygodniami o chlebie i wodzie...W koncu wakacje to ma byc wypoczynek, mniej lub bardziej aktywny, oraz plynaca z niego przyjemnosc, a nie glodzenie sie, stres i bezdomnosc, po to tylko, aby 'zaliczyc' kolejny kraj badz miasto. Ja przynajmniej tak to widze. Drobnomieszczanstwo ? Byc moze i nie zamierzam sie go wypierac.
Zatem we wrzesniu czekaja mnie Wlochy - po raz pierwszy i mam nadzieje nie ostatni :-) Widzialam tez na SkyScanner smiesznie tanie loty do Budapesztu (loty do Krakowa w tym samym czasie trzy razy drozsze, niech sie wala), szkoda ze baza noclegowa juz taka tania nie jest. Bardzo tez chcialabym wybrac sie do Istambulu, o ktorym, w przeciwienstwie do Marakeszu, slyszalam same pozytywne opinie. Potem przyjdzie czas na troche dalsze wycieczki: Egipt, prawdopodobnie z Polski, ewentualnie z dojazdem wlasnym, gdyz oferta typu 7 dni zwiedzania + 7 dni wypoczynku jest nieporownywalnie lepsza. Ktoregos dnia nadejdzie zapewne pora, aby wyprawic sie za Wielka Wode...
Ludze sie, ze starczy mi na to wszystko czasu i funduszy. Gdybym do konca swych dni miala pracowac, gdzie pracuje, wynajmowac gdzies pokoj, gdyby mi nawet przyszlo spedzic reszte zycia samej, wlasnie to chcialabym robic w wolnych chwilach: jak najwiecej jezdzic po swiecie, zwiedzac, fotografowac (filmowac w przyszlosci ?) i pozniej to wszystko opisywac. Na stare lata zas zabrac te marne kilka stow panstwowej emerytury i przeinstalowac sie na kolejna obca ziemie, pod warunkiem, ze zycie bedzie tanie, a pogoda sloneczna i ciepla. Nie taki zly plan, co ?
Zaprawdę powiadam Ci wiele nas łączy:)
ReplyDeleteJestem pewna, ze takich jak my, jest wiecej :-D
ReplyDeleteNo ja też mam tylko 20 dni :-/ (w poprzedniej pracy 23-24). I zawsze kombinuję około banków holidejów. A Świat jest wielki i fantastyczny!
ReplyDeleteNo, moze czeka nas emerytura na Marsie albo i gdzie dalej ? Ja sie na to pisze :)
ReplyDelete