Miałem serce w przełyku, lecz nic mi się nie stało" - Kazik, '12 Groszy'
Slowa tej piosenki przypomnialy mi sie, kiedy maszerowalam dziarsko z owianej zla slawa dzielnicy Sneinton do centrum Nottingham, z plecaczkiem na ramionach i aparatem beztrosko wywalonym na, pardon, piersi. Ze spojrzen miejscowych wiedzialam, ze oni wiedza, zem nietutejsza, a moj ostentacyjny turystyczny ekwipunek tylko to potwierdzal. Na wszelki wypadek zrezygnowalam z uwieczniania landmarkow Sneinton i zaczelam pstrykac dopiero jak bylam juz prawie w centrum a i tak czulam sie nieswojo. Witajcie w Midlands, gdzie chyba nikt nie slyszal, ze UK jest worlds fifth economy a i widzac takie obrazki jak ponizej, ciezko by bylo w to uwierzyc komus z poza tej planety:
Na szczescie poza ruderami rodem ze Slaska i upiornymi przedmiesciami jest w Nottingham zatrzesienie naprawde przepieknych okazow architektonicznych. Ja, chronicznie niecierpiaca czerwonej cegly, zakochalam sie w starych willach za zamkiem i elegancko zdobionych kamieniacach...
Nottingham prosperuje dzieki dwom uniwersytetom. Chmara studentow mieszka tam, stoluje sie, bawi sie i robi zakupy, co ksztaltuje wizerunek miasta. Jest tak troche quirky, hippie, poza typowymi sieciowkami odnajdziemy osobliwosci, salony tatuazy, grafitti, sklepy z rupieciami, mnostwo kafejek i klubow. Jest kultura, Arena na imprezy i koncerty, mozna grac w hokeja i generalnie zawsze cos sie dzieje. Centrum jest spore ale i kompaktowe zarazem, wszedzie mozna zadreptac pieszo, ale gdyby sie nie chcialo, jezdzi mnostwo autobusow a takze ciche, nowoczesne tramwaje - jednym z nich przyjechalam z pobliskiego Beeston. Cenowo Nottingham jest przychylne studenckiej a takze turystycznej kieszeni, nawet taksowki sa tanie, tylko pamietajmy o gotowce, bo kart platniczych nie uznaja :) Jak ktos jest spragniony stolicy, Londyn jest oddalony tylko o ok 3 godziny jazdy.
Lokalni sprawili na mnie wrazenie nieco oschlych i ponurych, ale po prawie szesciu latach mieszkania w Surrey nabralam tutejszych nawykow i wykrzywiam sie do kazdego w usmiechu zapominajac, ze ta sztuczna uprzejmosc nie w calym UK obowiazuje. Mam wrazenie, ze midlandersi trzymaja dystans do obcych, ale jak juz nas poznaja blizej, to jest OK ;) Historycznie rzecz biorac, to zawsze mieli ciezkie zycie i pewnie nie w glowie im jakies fiu bzdziu, a ze Midlands to chyba najbardziej zaniedbana czesc UK, to i trudno sie dziwic, ze z mieszkancow nie bucha radosc.
Robin Hood - spodziewalam sie feerii pamiatek, jak w Stratford upon Avon, albo w sklepach w Irlandii, tymczasem poza punktem informacji turystycznej, gdzie wisi pare T-shirtow i jeszcze jednym przybytkiem, do ktorego nie weszlam, nie ma tam nic...Na miescie jest wprawdzie RH trail, z tablicami opisujacymi dzieje bohatera i jego Merry Men, ale jak na taka legende, to sie nie popisali. Szkoda, ze Robin nie jest Irlandczykiem, oni zrobiliby to marketingowo duzo lepiej! Na pocieszenie mamy brzydka statuje pod zamkiem, gdzie mozna sobie strzelic selfie, oraz bude sprzedajaca pieczone ziemniaki:
Wybieralam sie do slynnego lasu Sherwood, ale ze mialo padac to stwierdzilam, ze zaczekam do wiosny, jak sie przyroda zazieleni a dni wydluza. Dojazd oczywiscie jest prosty, bierzemy autubus z centrum i w godzinke jestesmy na miejscu. Pod tym wzgledem Nottingham jest super, wszak nie kazdy przyjezdny chce sie klopotac wynajmem samochodu. Jak mamy dodatkowy dzien czy dwa, warto wsiasc w pociag niebylejaki i udac sie do slynnego niegdys uzdrowiska Matlock Bath - to taki tutejszy Zegiestow. Niestety miasteczko czasy swietnosci ma za soba, jest ospale i tkwi w marazmie, poza kilkunastoma restauracjami fish &chips i jakimis przedpotopowymi fliperami nie oferuje nic, tylko piekne polozenie i widoki, a to troche za malo, zeby skusic wspolczesnego turyste ponizej 80 roku zycia. Przeszlam sie parkiem nad rzeka, wdrapalam stromymi schodkami aby podziwiac panorame z wysokiego zbocza, a potem wrocilam trasa Lovers Walk ku stacji i udalam sie do kolejki linowej Abraham Heights. Bardzo fajna atrakcja, u gory jest ladna kawiarenka, dwie jaskinie, ktore zwiedzamy w cenie wjazdu, wystawa fotografii z Peak District, wieza widokowa, sklepik z mineralami i plac zabaw dla dzieciarni. Widoki z gory super, w lecie musi byc jeszcze lepiej - te rejony przypominaja mi troche moj rodzinny Beskid Sadecki, a troche Jure Krakowsko - Czestochowska...
Chce koniecznie poeksplorowac Derbyshire Dales, zatem mozliwe, ze powroce do Nottingham albo Derby jeszcze w tym roku. Jak spiewa Wodecki, lubie wracac, tam gdzie bylam :)
Kolejna destynacja w UK na ktora mam ochote :) DUB
ReplyDelete