For Your Pleasure

For Your Pleasure

Saturday, July 09, 2016

***

Wyskoczylam na pare dni do Polski, raptem od piatku do srody a i tak mi sie zdawalo, ze siedzialam tam ze dwa tygodnie. Przywital mnie iscie afrykanski upal, zar bijacy od plyty lotniska i lejacy sie z nieba; ledwo dotoczylam sie od samolotu do terminalu i bylam przerazona, ze taki stan sie utrzyma ale na szczescie temperatura obnizyla sie do znosnych i przyjemnych 28 stopni. Do tego nocne ulewy. Tu w UK rzadko leje jak z cebra godzinami, z reguly pada troche i przestaje, w Polsce natomiast czesto mamy tropikalne, monsunowe deszcze. Dosc szalony klimat, musze przyznac. Przynajmniej jest lato, w Anglii zas znow szarowka i zaduch.

Celem wyjazdu byl dlugo oczekiwany koncert Black Sabbath w krakowskiej Tauron Arena. Kto byl, ten wie, jak bylo :)




Zdjecie pochodzi z http://www.dziennikpolski24.pl


Osobiscie uwazam, ze Arena powinna zadbac o zaplecze, przydalby sie pasaz restauracyjno - rozrywkowy jak w londynskim O2. Sa jedynie stoiska z piciem i plastikowymi przekaskami (oj, nie polecam hot dogow).
Podobna uwage mam do nowo otwartego terminalu w lotnisku w Balicach. Maly sklep wolnoclowy, jeden bar PRZED kontrola bezpieczenstwa i jeden Awiteks (krakowska marka piekarniczo-kawiarniana), gdzie za goraca czekolade i piszinger zaplacilam 26 zl ? Przeciez takie tlumy, jakie sie przewalaja przez nasz port lotniczy na pewno wyskoczylyby z kasy gdyby byla ku temu sposobnosc, tymczasem kolejka w Duty Free byla taka, ze zrezygnowalam z zakupu Soplicy na prezenty. Ich strata.

Podroz stad do Gatwick zaczela sie, tradycyjnie, od opoznienia pociagu. Mily mlody czlowiek siedzacy nieopodal mnie zagail do mnie tlumaczac, ze pracuje na stacji i ze moze byc w stanie skontaktowac sie z pociagiem na ktory mialam sie przesiasc i poprosic ich, aby zaczekali pare minut z uwagi na nasz poslizg. Ostatecznie nie bylo takiej potrzeby, ale wprawilo mnie to w dobry humor. Sa jeszcze ludzkie ludzie na tym swiecie :)

Po przylocie do Krakowa kolejne zaskoczenie, obsluga chyba przeszla jakis przyspieszony kurs customer service bo wreszcie nie sprawiaja wrazenia ponurej junty a pan w kotroli paszportu usmiechnal sie do mnie pelna geba - czegos takiego nie doswiadczylam podczas 10 lat latania tam i z powrotem. Pospiesznie sprawdzilam w lusterku, czy nie mam czegos dziwnego na twarzy, ale nie, wygladalam normalnie. Ot, tak z siebie sie usmiechal. Miracles do happen.

Reszta pobytu, poza koncertem, uplynela na lenistwie, lazeniu z psem w sloneczne wieczory, rodzinnych nasiadowkach, podczas ktorych usilowalam przekonac krewnych do portugalskich win z Biedronki. Te ostatnie zaintrygowaly mnie, slyszalam o nich bowiem wiele dobrego. Pech chcial, ze Biedronka niedaleko ode mnie to idealny przyklad jak nie prowadzic sklepu dyskontowego, a juz dzial z alkoholem wola o pomste do nieba. Wszystko wymieszane, jak groch z kapusta, biale wina z czerwonymi, w to powtykane  cydry i mocne trunki. Cos tam ostatecznie wyluskalam i nawet nie bylo zle: chorwackie biale z Istrii i portugalskie biale, nazwy nie pomne. Czy wlodarze biedronkowi nie zdaja sobie sprawy, ze chcac nakrecic sprzedaz importowanych przez siebie win musza zadbac o prawidlowa ekspozycje ? Ten bajzel naprawde nie ulatwia wyboru ani nie zacheca do eskploracji w kraju, gdzie na leba wypija sie 7 litrow wina. Rocznie, nie tygodniowo.

Oferta moich pobliskich spozywczakow mnie rozczarowala, jakies kwasy za 25 zeta (w UK kupuje wina za £5-£7 i nie trafiaja mi sie ohydne) i 3/4 oferty to wina slodkie i polslodkie, jakich nienawidze. Jest do wykonania kawal roboty w Polsce pod wzgledem doboru oferty jak i wyedukowania lokalsow, gustujacych w tych ulepkach. Nastepnym razem bede sie zaopatrywac wylacznie w dyskontach i supermarketach i niech male sklepy osiedlowe nie placza, ze im markety wchodza w parade.

Jako ciekawostke dodam, ze zupelnie przypadkiem, wedrujac ulica Grodzka od Skladu Tanich Ksiazek gdzie nabylam te ksiazke...



...zauwazylam ten oto lokal i zatrzymalam sie w nim na lekki lunch:



Zdjecie pochodzi z bloga Zycie od Kuchni

Powodem, dla ktorego tam zajrzalam byl fakt, ze restauracja/winiarnia oferuje rodzime wina, a ja w reklamowce targalam, poza wspomnianym leksykonem, rowniez 'Winnice w Polsce'.  Bylo wiec to idealne miejsce, aby przejrzec lupy, posilajac sie bialym wytrawnym ze Srebrnej Gory :) Zamowilam salatke z krewetkami przyprawionymi interesujacym, lekko dymnym i pikantnym sosem na rukoli. Niezle, choc tych krewetek jak kot naplakal, a chleb okazal sie zwykla, pszenna weka. Wino natomiast cierpkie, nawet lekko gorzkawe, przypominalo gin. Bylam zaskoczona, ze w Polsce (a takze w Walii - o tym innym razem) rozwija sie dynamicznie uprawa winorosli, po pobieznym przejrzeniu ksiazek uswiadomilam sobie jednak, ze nie jest to takie dziwne - Unia dotuje tego typu przedsiewziecia, a nieuchronna zmiana klimatu powoduje, ze strefa uprawy win powoli przesuwa sie w kierunku krajow postrzeganych dotad jako chlodne.

Nie zajrzalam do wnetrza Enoteki, a szkoda, gdyz kryje sie tam nie tylko bistro, ale i restauracja, delikatesy, sklad win i wreszcie pokoj do palenia cygar (!). Obsluga sympatyczna ("co pani sadzi o winie?"), za wszystko zaplacilam ok 50 zl, ceny wiec, przy obecnym zalosnym kursie funta, europejskie.

Lot powrotny byl wyjatkowo nieprzyjemny, gdzyz obok mnie ulokowal sie typowy polski menel; cuchnacy niemyciem i trzydniowym chlaniem, do tego popijajacy z plastikowej butelki podejrzana ciecz. Pod koniec lotu tracal mnie i belkotal na calego, obsluga musiala mu podetkac pod nos cos mietowego zeby go ocucic.  Kto wie, moze nawet nie przeszedl przez kontrole w UK, co byloby jak najbardziej usprawiedliwione. Powinnam napisac maila ze skarga do Easy Jet, czy raczej obslugi w Balicach, ktora wpuscila pijanego smierdziela na poklad ?

Pomijajac ten jeden incydent, wrocilam zadowolona, odpoczelam od pracy i brytyjskiej zenady politycznej, mimo ze w Polsce tez oczywiscie komentuje sie Brexit, nie zawsze trafnie. Wiadomosci nie ogladalam, za to raz czy dwa zasiadlam do futbolu, niejako zmuszona :) W pracy Francuzi skacza ze szczescia i juz siebie widza jako zwyciezcow Euro. A ja i tak chce w przyszlym roku na Islandie :)



4 comments:

  1. NO przeciez juz postanowione ze jedziemy na Islandie :) Dub

    ReplyDelete
  2. Usiłowałam skomentować z Ipada z tydzień temu, ale ZAWSZE mi znika w momencie kliknięcia Publikuj. Bardzo wkurzające.
    No widzisz, Polska może się podobać :-)Ale do mnie celnicy się nie uśmiechali...
    Byłam w Warszawie na ślubie kuzyna. Fajnie było, ale po kieszeni szarpnęło, bo stołowaliśmy się cały czas na mieście (poza wieczorem weselnym). W dodatku nie wiedziałam, że nasz hotel ma dwa rodzaje pokoi, i wzięłam ten co poprzednio, jak się okazało, bez klimy, a w lecie w centrum miasta to nie jest dobry pomysł.... (dopiero teraz zobaczyłam, ze mają w ofercie droższe pokoje z klimą).

    ReplyDelete
    Replies
    1. Moze, moze, aczkolwiek ceny 'na miescie' - unijne. Zarobki - wiadomo.

      Delete