For Your Pleasure

For Your Pleasure

Friday, September 20, 2013

***

Jak sie zaczelam chwalic, ze od koszmarnej grypy na swieta 2010 nie chorowalam i nie mialam ani jednego dnia na zwolnieniu lekarskim, tak zaczelo mnie cos drapac w gardle. Byc moze za sprawa wlaczonego niedawno ogrzewania, w pracy z rana ziab, po poludniu sie robi jak w saunie. Przywdzialam kozaki i beret, a tu dzis dla odmiany cieplutko i zlota jesien. Bylo tak ladnie kiedy wychodzilam z pracy ze az sie wzruszylam :) Pomyslalam tez, ze musialam zmutowac nieco w nawyklego do niskich temperatur tubylca, gdyz po goracym lecie najlepiej mi, kiedy jest tak jak dzis: rano rzeskie 9 stopni, w poludnie 20-25. Ogarnelo mnie przy tym takie dziwne uczucie...Kiedy ktos mowi, ze przestaly mu przeszkadzac temperatury w UK, to znaczy jest tu naprawde jak u siebie. Czasami trace rachube, ile juz tu jestem, ale mozna przyjac, ze 6 - 7 lat (pierwsze spotkanie III-go stopnia w 2001, rany, to juz 12 lat temu!). Rzadko miewam uczucie zadomowienia, do tego potrzeba chyba wlasnego domu i rodziny, ale dzis byl jeden z takich dni. Swojskich.

Byc moze to kwestia atmosfery w pracy. O ile ze strony finansowej jestem niezadowolona, mecze sie z lenistwem i slamazarnoscia Anglikow, to pod wzgledem kontaktow miedzyludzkich nie moge narzekac: jest i kolezanka rodem z Krakowa, jest Maruda, ktora chyba docenia, ze naprzeciwko niej siedze ja, a nie jakis glab i moze sobie pogadac ze mna na kazdy prawie temat, a ja kumam, o czym ona mowi...Jest obledny informatyk, ktory dzis oswiadczal wszystkim, ze jest 'gigolo' i ze wszystkimi paniami w biurze ma romanse...Jest Lord (kupil sobie tytul lordowski, Zyd potrafi!). Nie ma dnia bez jakiejs komicznej opowiesci albo przypadku. A to sie komus rozerwa spodnie na dupie, a to ktos przyprowadzi psa w czasie przerwy na lunch po to tylko, zeby pies sie spektakularnie posikal na srodku biura...Humor rodem z komedii klasy B, ale za to ile smiechu! Osobiscie wole takie klimaty, niz pretensjonalnych sztywaniakow i wymuskane paniusie...Do tego zbieram punkty u chlopakow za upodobania muzyczne. Mamy tez czarny charakter, ostatnio zyczylismy mu, zeby utknal w tureckim wiezieniu, jako ze przebywal w Turcji na urlopie. Wrocil nienaruszony niestety. Ogolem jest git :)

Zeby nie bylo tak slodko: wkurzylam sie dzis kiedy okazalo sie, ze Tesco Money home delivery dziala tylko, jesli zamowi sie walute miedzy poniedzialkiem a czwartkiem, nie dowoza w soboty, zas mojego lokalnego Tesco nie ma na liscie Money Bureaus, coby pieniazki podjac. Damn it! Zajrzalam wiec na strone mojego banku aby zamowic walute online a odebrac ja tutaj (lepsza rata wymiany chyba). Mojej wsi/miasta nie bylo nawet na liscie miejscowosci do wyboru. Poszlam wiec na poczte i tam wkurzylam sie ponownie, gdyz kurs byl nizszy, niz Tesco, M&S Money i banki razem wziete. Roznica po wymianie ok 20 euro, co piechota nie chodzi, tozto jeden obiad w knajpie. Bardziej mi sie oplaca podjechac do miasta obok i podejsc do M&S, ewentualnie do banku - maja walute w pakietach po EUR200 i EUR250 bodajze. Dalam wyraz swej frustracji, mowiac na glos, ze w Polsce masz kantor na kantorze, tylko wybierac te z najlepszym kursem. Tu jak chcialam w marcu kupic euro na poczcie to im zabraklo...

Miarka sie przebrala, kiedy zdechly mi sluchawki i nie mialam jak w drodze do pracy odpalic sobie sciezki dzwiekowej do Rock of Ages (jestem uzalezniona!) albo Van Halen (nowo odkryta milosc) i jako ze u nas sklepu z pierdolami elektrycznymi niet, ani Wilkinsona, ani Argosa, sprobowalam w Tesco...Nie mieli! Naklelam sie w myslach ile wlezie. Bloody village. Po byle gowno trzeba jechac do normalnego miasta. Hate it !

Licze na to, ze te tysiace schodow w Italii tudziez Path of Gods spowoduja, ze spale troszke kalorii (ciekawe, ze jak sie zwazylam na naszej wypasionej nowej wadze, co to mierzy %fat itd. to wazylam tyle co zawsze, pomimo, ze ostatnio jem bez przerwy i wszystko). Z drugiej strony, zamierzam zjesc pizze w Neapolu (jednakowoz nie umrzec...), sprobowac slynnych lodow i innych lokalnych przysmakow. Wakacje za granica to dla mnie takze, a nawet przede wszystkim, obcowanie z lokalnym kolorytem kulinarnym. Kto wie, moze i oryginalne limoncello mi zacznie smakowac :)




2 comments:

  1. Moja droga, przeciez mnieznasz, przegonie Cie tak ze schudniesz nawet po pizzy ;) Ja nie lubie limoncello ale oczywiscie napic sie trzeba lokalnego trunku. Jest tez limonello w wersji kremowej ktore mi bardziej smakuje. Dub

    ReplyDelete
  2. Po Malcie schudlam, choc jedzenia sobie nie zalowalam :) Limocello kremowe brzmi troszke jak Irish Cream, mmm...

    ReplyDelete