For Your Pleasure

For Your Pleasure

Sunday, March 31, 2013

Holiday!

Czy ktos jeszcze w ogole jezdzi na tzw. wczasy zorganizowane, ze sniadaniem, na ktore trzeba sie zwlec z rana i obiadokolacja, na ktora trzeba wrocic, bo inaczej przepadnie ? Byc moze na jakies dalekie wycieczki owszem, jesli zorganizowanie ich na wlasna reke jest niemozliwe, albo bardzo trudne. O wiele bardziej odpowiada mi samodzielne znalezienie lokum, zabukowanie lotu, poszperanie na booking.com czy trip advisor i generalnie spedzanie urlopu jak najbardziej niezalezne od osob trzecich. Nie jestem jednak abnegatem, do szczescia jak najbardziej trzeba mi lozka, prysznica, zatem namioty i kilkunastoosobowe sale w hostelach odpadaja. Dzis na szczescie wybor wzglednie niedrogich hotelikow jest olbrzymi, mozna je bukowac bezposrednio, wiec posrednik w postaci biura podrozy jest zbedny. 'Tanie' linie lotnicze w zasadzie licza sobie tyle samo za lot do Polski, czy, powiedzmy, na Malte, zatem miast znow marznac i nudzic sie na urlopie w kraju, oczywiscie wybralam wariant nr 2.

Czy warto tam jechac ? Moim zdaniem jak najbardziej, aczkolwiek ludzie bywali w swiecie pewnie nie byliby tak zadowoleni, jak ja. Koniec marca to interesujaca pora roku na Malcie, robi sie ciemno i dosc chlodnawo ok 6:30 wieczor, natomiast w ciagu dnia jest naprawde cieplo i co najwazniejsze, slonecznie. Obiecywany przez pogodynki deszcz nigdy nie spadl. Wnoszac z ilosci na wpol ususzonych palm, zima nie byla zbyt mokra. Dal sie we znaki wiatr: przenikliwy, bardzo silny i zimny, wysuszajacy skore i wlosy. Pozniej zastapila go lagodniejsza bryza. Wbrew temu, co pisza rozmaici blogerzy, jakich podczytywalam przed wyjazdem, na Malcie jest sporo zieleni, choc w lecie wszystko to pewnie wiednie i usycha. Nie ma rzek, jezior czy innych zrodel wody. Plaze sa kamienieste, choc jest kilka piaszczystych - na zadnej nie bylam, nie widzialam tez nikogo wlazacego do morza. Za zimno.

Malta bywa i urocza, i obskurna. Sa uliczki obdrapane, sa i odstrzelone. Wiekszosc turystow gniezdzi sie w czesci polnocnej, autobusy dowozace ludzi z stolicy do Sliema czy St Julians zawsze byly zatloczone, a juz w piatek dzialy sie w nich sceny iscie dantejskie. Trasport publiczny to olbrzymi plus tej wyspy. Nie trzeba oczekiwac zbytniej punktualnosci, jedzie sie wszedzie ok godziny - dwoch, najwazniejsze jednak, ze w ogole sie jedzie i to za smieszne pieniadze: bilet jedniodniowy wielokrotnego uzytku kosztuje zaledwie 2.60 euro. Znow, wbrew blogerskim doniesieniom, nikt mnie nie orznal na reszte, ani nie klocil sie o drobne. Najwazniejszym punktem przesiadkowym jest La Valetta, z lotniska natomiast dostaniecie sie w glab wyspy jednym z kilku autobusow linii X. Przezylam lekki stres probujac po ciemku dostac sie takim autobusem do hotelu, kiedy to kierowca kategorycznie stwierdzil, ze a)on tamtedy nie jedzie b)ten przystanek juz przejechalismy c)takiego przystanku w ogole nie ma. Oczywiscie mylil sie i na punkt przeznaczenia dotarlam, jak planowalam.

Nigdy nie bylam fanka odkrytych autobusow typu hop on - hop off, ale przejadzka jednym z ich moze byc bardzo dobrym rozwiazaniem i sposobem na zorientowanie sie w topografii tak Malty, jak i Gozo. Jeszcze lepiej byloby po prostu pozyczyc samochod i jezdzic po mniej znanych, a rownie interesujacych miasteczkach i wioskach. Malta jest ultrakatolicka, co metr stoi kosciol, z reguly piekny i okazaly, w oknach widac 'wystawki' skladajace sie z kiczowatych figurek swietych - katolicyzm matanski wydaje sie przasny i w bardzo zlym guscie, nawet bardziej ludyczny, od polskiego. Przypuszczam, za skutecznie zadzialal tu fakt, iz wyspa byla rzadzona przez organizacje militarno-religijna, wiec najbezpieczniej bylo oblepic dom krzyzami i obstawic sie figurkami. Nawiasem mowiac, wiele lat temu czytalam u Urbana artykul o zacnej ilosci domow publicznych na Malcie. Wiadomo: im bardziej wszystko swietojebliwe na pokaz, tym bardziej zepsute i zgnile pod spodem...

Zjesc mozna wszedzie, a jedzenie jest na kazda kieszen. Mnostwo dan z rybami, owocami morza i wszechobecny krolik (pyszny!). Sklepikow i straganow z owocami rowniez multum. Chleb maja fantastyczny. Tuz naprzeciw hotelu znajdowal sie maly spozywczak, w ktorym mozna bylo zaopatrzyc sie w prowiant na sniadanie, m.in. wino za 2 euro :-)  Na miescie mozna zjesc obiad z lampka wina juz za dyche, a nawet za pare euro, jak ktos nie ma nic naprzeciw burgerom. Kuchnia maltanska jest niestety zanieczyszczona wplywami brytyjskimi, stad obecnosc tychze w menu niemal kazdej restauracji.

Nie bede wypisywac, gdzie bylam i co zobaczylam, bo to mozna znalezc w kazdym przewodniku. Maltanczycy okazali sie troszke jak Wlosi: glosni, machajacy rekoma, niscy, grubi i ogolnie nieatrakcyjni, ale zazwyczaj pomocni i uczynni.  Ich jezyk jest podobny do wloskiego, a zarazem do arabskiego, choc uzywaja alfabetu lacinskiego. Kazdy mowi tez po angielsku, lepiej, badz gorzej. Jezdza po lewej stronie ulicy. Wyobrazam sobie, ze dla Anglikow jest to wystarczajacy powod, aby przeniesc sie tam na emeryture!

Jestem osoba, ktora szybko sie przyzwyczaja do nowych miejsc, zwlaszcza, kiedy mi sie podobaja i po dwoch dniach na Malcie czulam sie tam, jak w domu. Sama nie mialabym nic przeciwko, aby tam dokonac zywota z angielska emerytura, pozostanie bowiem w UK na reszte zycia nie wchodzi raczej w rachube. Jesli nie Malta, czy Gozo, to Madera, a jesli nie Europa, to Azja - o ile za 30 lat bedzie mnie jeszcze stac na zycie w jakims Laosie czy innej Kambodzy.

Noc na Stansted nie okazala sie traumatyczna, nie potrzebowalam nawet wyciagac spiwora, gdyz jest tam bardzo cieplo. Ludzie pozajmowali najlepsze siedzenia, wiec zamiast spac rozciagnelam sie z nogami na walizce i obejrzalam chyba z 9 odcinkow 'The Following'. Jakies dziecko obok mnie zerkalo mi przez ramie, bardzo zaciekawione wylupywaniem oczu i ranami klutymi. Przybywszy wreszcie do domu, zorientowalam sie, ze poza bochenkiem chleba przywiezionym z Malty i serkiem topionym w zasadzie nie mam co jesc. Na szczescie wczoraj wiekszosc dnia spalam, dzis glownie siedze i obrabiam zdjecia, zatem Easter szybko mi leci i jutro wreszcie wyrusze zaopatrzyc lodowke.

Juz chodzi mi po glowie kolejna wycieczka, tym razem w strone Marakeszu :-) Dublinia - I hope you're still in it!



6 comments:

  1. Oczywiscie ze jestem still in it! Jak tylko zlapie troche czasu zaczne research. Dub

    ReplyDelete
  2. Ja juz zaczelam. Fascynujace rzeczy mozna na blogach poczytac, czuje, ze to bedzie doswiadczenie nieporownywalne do czegokolwiek innego :-)

    ReplyDelete
  3. Przykro mi to mówić, ale nie podniecaj się za bardzo.... Na filmach Marakesz wygląda bosko i romantycznie, ale... My tam z wycieczką dużo czasu nie spędziliśmy, i nie wiem nawet na ile bezpieczne jest to miasto. Za to wiem jedno - widząc białą twarz, Marokańczycy widzą $$$$$. Na targu nikt się nie chciał targować. Zdjęcie z wężem niby jako dobra wróżba (pytałam o cenę), a potem co łaska 10 euro krzyczą! Poza głównym placem i ogrodami Majorelle nie wiem czy dużo jeszcze jest tam do zobaczenia... Pod tym względem Fez i Rabat są lepsze. A Essaouira w ogóle najładniejsza! Tylko że tam pewnie nic nie lata... Poczytaj sobie mój blog (wygugluj). A Malta urocza!

    ReplyDelete
  4. A ja mysle ze to zalezy od czlowieka, jedni sa zachwyceni inni wrecz odwrotnie. Doswiadczenie w lazeniu w szmatach na glowie mamy wiec moze nikt nie zauwazy ze my blade twarze jestesmy ;)Dub

    ReplyDelete
  5. Zazdroszczę słońca w czasie, gdy w Dublinie było obrzydliwie i ponuro, ale najbardziej zazdroszczę tego królika :D

    ReplyDelete
  6. Do Fez lata juz Ryanair ! Jak w filmach wyglada Marakesz, tego nie wiem, bo nie widzialam ani jednego filmu z jego 'udzialem', ba, nawet nie widzialam Casablanki. Obejrzalam troche filmikow na YT umieszczonych przez turystow, zeby zaznajomic sie z tematem i to na razie tyle...

    Malta w istocie urocza, krol smakowity, choc za wiele go w tym spaghetti nie bylo, ale zawsze :-)

    ReplyDelete