For Your Pleasure

For Your Pleasure

Wednesday, January 18, 2012

***

Prikaz dyrekcji w kwestii odzienia przyniosl nieznaczne rezulataty: dzis mijajac recepcje zauwazylam, ze kratka grunge zastapiona zostala przez posepny, trumienny wrecz damski garnitur. Przypomnial mi sie Rodziny pies, jak mu kaganiec zakladaja: oczy smetne, leb zwieszony, cala radosc zycia uchodzi. Zabrali kratke - zabrali zycie. Nieomal. Panowie zas, nadal w glorii dzinsow i splowialych, rozciagnietych kapturow (choc spodnie dresowe znikly, byc moze chwilowo, dla zmylenia przeciwnika). Gwoli wizerunku: obejrzalam wczoraj "Thor", film niemozliwie wrecz glupi, ktorego jedynym plusem, poza ladna klata bohatera tytulowego, byla scena, w ktorej Loki przychodzie pogadac z Thorem na Ziemi, znaczy sie wcisnac mu pare kitow - i jest naprawde zajebiscie ubrany, elegancko i z klasa. Zdjecie bym dala, ale za nic znalezc nie moge. Wierzcie mi na slowo. W ogole Loki bardziej mi sie podobal, niz ten caly Thor z mlotkiem, choc drobniejszej byl postury. Tak czy siak, film glupi jak but.

Obejrzalam rowniez "Midnight in Paris". Z nog nie zwala, ale na odreagowanie dupnego dnia w pracy akurat. Tym bardziej, jesli mamy plany wizyty w Paryzu, a mamy. Dlaczego by nie, stad jest wszak nieporownywalnie blizej, niz z Polski. Zdolalam zaklepac urlop w czerwcu (9 dni wolnego, wliczajac dwa ustawowo wolne, yey!), ale na stolice Francji przeznacze weekend majowy, nie tylko dlatego, ze wszystko bedzie umajone, wlacznie z wieza Ajfla, ale rowniez dlatego, ze wielce lubiany, zeby nie powiedziec: ulubiony gitarzysta ma tam zagrac koncert. W towarzystwie niejakiego Wirgiliusza Donati. Glowe sobie daje oderznac, ze jak juz nabede bilet, na stronie A.H. pojawia sie informacje o brytyjskiej czesci trasy. A wtedy wezme i kupie jeszcze jeden bilet! Kto mi zabroni ?

W miedzyczasie zaopatrzylam sie w ticketa na Hacketta, miejsce wyglada mi na ostatni rzad, czyli najlepsze wysprzedane. Pff, nie ma gdzie chlop grac, tylko po wsiowych domach kultury. Wiem, to nie czasy Genesis, to se ne vrati (a moze jednak, kiedys....?). Najnowsza plyta Steve'a hula w tle, choc jako 'niedzielna fanka' nie wybieram sie na koncert z uwagi na konkretne kawalki, ani ludzac sie, ze uslysze cos starego i klasycznego. Po prostu chce posluchac dobrego, gitarowego grania, mozliwie jak najbardziej instrumentalnego, bo bez owych licznych chorkow i zwiewnych refrenow naprawde moge zyc. Zakladam optymistycznie, ze w srodowisku live Hackett przyloi i wymiecie, jak nalezy. Na zywo wszak wszystko brzmi glosniej i ciezej.


No comments:

Post a Comment