...czyli o tym, jak meczylam sie w Niemczech bez znajomosci niemieckiego.
Gwoli sprawiedliwosci, uczylam sie tego jezyka w szkole, choc bez zapalu. Mialam trzy godziny tygodniowo przez cztery lata liceum, wiecej nawet, niz angielskiego. Angielskiego jednak bylo mi sie duzo latwiej uczyc, nawet w prehistorycznych czasach bez Internetu. Tlumaczylam teksty piosenek z Bravo i jakos mi lecialo ;) Bylo latwiej o kontakt z tym jezykiem, o ksiazki czy pomoce rowniez. Niemieckiego bylismy uczeni przez kilka roznych nauczycielek, od bardzo dobrej, ktora spedzila kupe lat w Austrii, bo swiezynke prosto po studiach, ktora odpytywala nas z kolumn czasownikow w trzech czasach. Mialam piatki, ale jak pojechalam z klasa do Berlina w 1997 roku to nie umialam nawet zapytac o droge, jak sie gdzies zawieruszylismy. Nauka okazala sie wiec kompletnie niezyciowa i poszla zupelnie na marne.
Jakies resztki wiedzy sie jednak w moich zwojach mozgowych ostaly, bo jezdzac po Bawarii sporo rozumialam z podstawowego slownictwa, albo sie domyslalam. Gorzej, kiedy przyszlo do rozmow z tubylcami, doszlo do tego, zaczelam mieszac jezyki i w knajpce nad Ammersee pani zapytala, czy chcemy placic razem, odparlam zusammen please ;) Wiele razy doskieral mi fakt, ze nie potrafie po prostu nawiazac konwersacji, zapytac na autobahnie co sie do cholery stalo, ze stoimy w korku, albo poprosic o popielniczke. Z drugiej strony, nie moge byc surowa wobec siebie: do Anglii przyjechalam po 9 latach nauki jezyka, z zaawansowana gramatyka w malym palcu, potrafilam sie dobrze wypowiadac w slowie i pismie a i tak poleglam w pierwszej pracy, gdzie mialam pania z Cumbrii, kucharza Szkota, wlasciciela Geordie (Newcastle) i reszte staffu z Antypodow. Dwa lata sluchania, jak inni mowia i moglam uznac, ze moj angielski zrobil sie naturalny i potoczny. Trudno wiec, zebym po paru dniach zaczelam nagle smigac dojczem. Tak czy siak, bylo mi troche lyso.
Opisy przy atrakcjach turystycznych byly prawie zawsze w jezyku niemieckim, sentencje na malowanych domach rowniez, raz musialam sie meczyc z niemieckim menu, bo Dublinia porwala menu angielskie ;) Poza tym wiekszych problemow nie bylo, ale odczuwalam dyskomfort, ze jestem gdzies, gdzie angielski nie jest pierwszym albo przynajmniej drugim jezykiem.
Pozostaje pytanie, czy warto w dzisiejszych czasach uczyc sie jakichkolwiek jezykow, poza angielskim, jesli nie mieszkamy w kraju, w ktorym angielski nie obowiazuje ? Czy inne jezyki poszerzylyby mi horyzonty w rownym stopniu, czy czytalabym w nich ksiazki, artykuly w sieci, ogladala filmiki na You Tube ? Czy uzywalabym innego jezyka aktywnie, a nie tylko pasywnie ?
w Bawarii niemiecki niewiele się przydaje oni maja bawarski i sto milionów jego narzeczy :D
ReplyDeletejasne ze warto się uczyć języków, mnie się w mojej pracy bardzo rosyjski przydaje, bardziej niż angielski :)
faktem jest, ze Niemczech spokojnie da sie rade z angielskim, ale we Francji to już będzie wielki kłopot :)
Na rosyjski sie niestety w szkole nie zalapalam, a szkoda, ladny jezyk :)
DeleteRosyjski rozumiem, czytam, ale nie mowie...Wg specjalistow w karierze duzo pomoze znajomosc rosyjskiego i chinese mandarin...Ja chetnie uczylabym sie jakiegos jezyka ale po prostu mi sie nie chce. Znajomosc angielskiego rozleniwia...Dub
ReplyDeleteNa pewno znajomość kilku słówek typu dzień dobry, dziękuję, rachunek proszę, a w krajach egzotycznych także kurczak, ryba, wołowina (żeby człowiek zamówił coś jadalnego) bardzo się przydaje :) Zawsze jednak po kilku dniach pobytu gdzieś takowe się podłapuje jakoś przez osmozę... Na pewno angielski jest najlepiej znać, trudno żeby każdy mówił płynnie w kilku językach!
ReplyDeleteA fotki poniżej bardzo zachęcające :)
Oczywiście że języków warto się uczyć! Cóż to za pytanie :)
ReplyDeleteAngielski rozleniwia, ale warto pamiętać,że nie samym angielskim człowiek żyje. Okazje biznesowe, towarzyskie czy różne inne czasami otwierają się przed tymi, którzy operują więcej niż tylko angielskim. W Europie przecież statystycznie mamy znacznie więcej ludzi mówiących od urodzenia niemieckim niż angielskim (kraje DACH). Druga sprawa - pozycja angielskiego na świecie wcale nie jest stabilna i "na zawsze".
Hiszpański już dziś jest 3. językiem na świecie. Hiszpania, cała Ameryka Środkowa i Południowa, Meksyk - a ze względu na imigrację do Kanady i USA - i tam hiszpański jest coraz bardziej popularny.
Sam byłem zdziwiony jak wiele ludzi z Meksyku osiedliło się w Vancouver.
Nacje anglojęzyczne są bardzo leniwe. Ich znajomość języków jest... mierna. Moi koledzy pochodzący z UK pomimo lat nauki francuskiego potrafią co najwyżej rzucić kilka ciekawych bon-motów. Trochę to mało ;)
Moim zdaniem znajomość angielskiego to dla wielu dziś osób warunek konieczny, ale niespecjalnie wystarczający.