South West Trains are cursed. Troche juz tu mieszkam i z zadnymi innymi pociagami nie mialam tylu problemow. Ilekroc wracam z Londynu zawsze, zawsze sa opoznienia. Albo maja usterke w sygnalizacji, albo ktos skacze pod pociag (samolubni kretyni) albo - jak wczoraj i dzis - powieje troche, spadnie pare galezi na tory i caly ruch zostaje wstrzymany. Spedzilam Walentynki koncertowo na Wembley i wielce sie radowalam, ze spokojnie zdaze na ostatni pociag do domu. A tu dupa. Najpierw informacja: trains delayed. Dobra, mysle sobie, pozbieraja galezie i za 2, 3 godziny pojedziemy. Okolo 1 w nocy obwieszczono nam, ze pociagi sa nie opoznione, a odwolane. Wszyskie pociagi z Waterloo, nie wiem, czy nie najwiekszego dworca w Londynie. Zimno jak pieron, przeciagi, lawek praktycznie nie ma. Koczowac tak cala noc ? Na szczescie wypatrzylam, ze ludzie zaczynaja wchodzic i wychodzic do jednego z pociagow, wiec postanowilam sie tam ulokowac i czekac na lepsze czasy. W dosc sympatycznej atmosferze - Anglicy sie nie pienia, w Polsce pewnie by chcieli kogos na miejscu zlinczowac - w przyjemnym ciepelku zeszlo mi do 4 nad ranem, po czym kolej wynajela taksowki i zaczela rozwozic pasazerow do miejsc przeznaczenia. Koszt dojazdu do mojej miejscowosci wyniosl ich ze 200 funtow. Z tego, co widze na stronie National Rail, nadal nic nie wyjezdza z Waterloo. Parafrazujac powiedzenie: bodajbys w poludniowo-zachodniej Anglii pociagami jezdzil!
Cale szczescie, ze mialam przy sobie ksiazke. Goraca czekolada z Costy plus przygody Jacka Reachera i mozna zniesc wszystko :)
A propos ksiazek: 'The Bourne Identity' Ludluma przywrocila mi radosc czytania fikcji literackiej, po ktora w zasadzie nigdy nie siegalam. Tak, wiem, przyznaje sie, ze podoba mi sie taka literatura niepiekna i mam zamiar siegnac po tytuly w stylu 'Dzien Szakala' Forsytha, 'Orzel wyladowal' Higginsa (uwielbiam film ze starym Sutherlandem i M. Caine), reszte Bournow i Reacherow, o Grishamach i Kingach nie wspomne. Tak naprawde zawsze lubilam czytac, niestety Internet i telewizja sa latwiejszymi w odbiorze mediami i po prostu mi sie odechcialo skupiac na slowie pisanym...Wyglada na to, ze znow mi to sprawia przyjemnosc i ratuje skore w sytuacjach opisanych powyzej, kiedy gdzies tkwie, bateria komorki pada i nie mam do kogo otworzyc geby.
Zarzekam sie jedynie, ze nigdy nie siegne po jakies denne Twilighty czy inne Graye. Nie rozumiem bowiem fenomenu niedoruchanych, za przeproszeniem, kobiet, ktore marza o tym, zeby je przelecial wampir czy przywiazal do lozka jakis biznesmen. Za to historie szpiegowskie, spiskowe, wojenne, dobra akcja i sensacja - w to mi graj :)
No i nawet kolej nie mogla stwierdzic ze SORRY TAKI MAMY KLIMAT ;) Dub
ReplyDeleteTaka mamy zime, rok temu sie martwilam ze lotnisko bedzie zasypane sniegiem, teraz sie boje ze jak nie nastapi kres powodzi i huraganow sytuacja moze sie powtorzyc w drodze na Gatwick za miesiac. Oj Boziu Boziu...
ReplyDeleteU nas byly huragany pewnie widzialas w wiadomosciach, Dublin jakos nie ucierpial ale wybrzeze tak. Kiedy bylismy w Krakowie dowiedzielismy sie ze ewakuowano mieszkancow z apartamentow naprzeciwko naszego wiec troche sie martwilam, na szczescie wszystko w porzadku :) Dub
ReplyDeleteFajna kolej... Książki kocham i czytam zawsze coś, raz lepsze, raz gorsze. Bardzo polecam JK Rowling! Oczywiście Harry Potter, ale The casual vacancy też bardzo mi się podobało (tylko nieco psychologiczna i dołująca, bo przedstawia przekrój społeczeństwa brytyjskiego), no i The cuckoo's calling (pod pseudonimem Roberta Galbrighta) - bardzo fajna powieść detektywistyczna, z londyńskimi celebrities w tle :)
ReplyDeletePotter dawno temu przeczytany, sprobuje The Casual vacancy :)
ReplyDelete