For Your Pleasure

For Your Pleasure

Sunday, September 09, 2012

***

Zaniedbuje blogaska ostatnio. Prawda taka, ze uzywam laptopa raz w tygodniu moze, zeby obrobic ewentualne fotki, czy cos tam gdzies napisac, bo konstruowanie dluzszych tekstow na tablecie to tragedia. Dzis sie popastwilam nad obrazkami z Kew Gardens - juz sa na Facebooku. Same ogrody sa jak najbardziej gode polecenia. Duze, trzeba sie sporo nadreptac, zeby przejsc od jednej szklarni do drugiej. Dnia mi zabraklo, aby wszystko zobaczyc. Znakomicie utrzymane i czyste. Mozna siedziec na trawie, zrobic sobie piknik, miejsca jest pod dostatkiem. Szkoda, ze na tabliczkach z nazwami roslin nie ma nazw angielskich, jedynie lacina (nie dotyczy to palmiarni, gdzis sa szczegolowe opisy co wazniejszych gatunkow), przy wielu drzewach i krzaczorach w ogole nie ma zadnych tabliczek. Kew Gardens sa widoczne nastawione na rekreacje a nie edukacje. Coz jeszcze...Czyste (!) toalety, studzienka z darmowa woda pitna, sa tez restauracje, acz nie wstapilam. Wstep dla osoby doroslej kosztuje z grubsza tyle, co kino w weekend w Londynie i warto te kwote uiscic, aby na kilka godzin odseparowac sie od brytyjskiego lumpenproletariatu.

Mam jakas awersje do gawiedzi od czasu niedzielnego popoludnia w Notting Hill. Niby bylo pokojowo, luzacko, troche mi wybrudzili nowa skorzana torebke czekolada, ale od tego sie nie umiera...Mimo wszystko patrzac na te tabuny ludzi przewalajace sie bez sensu i celu z jednej usyfionej ulicy na druga (po co? wszedzie bylo to samo, tzn. nic, czyli ciezarowki zaladowane glosnikami, a z nich dudniacy dancehall ), mialam wrazenie ze patrze na stado bezmyslnego bydla. Od tamtej pory unikam takich sytuacji, co na co dzien nie sprawia mi trudnosci, jako ze moje pueblo liczy 15 tys dusz. W szczegolnosci odrzuca mnie od high street, zwlaszcza w taka pogode, jaka dopisywala nam w tym tygodniu. Kto w piekna sobote udaje sie do centrum handlowego na zakupy, ktorych nie potrzebuje ?

Nawiasem mowiac, minal wlasnie rok, odkad porzucilam polnoc Anglii na rzecz poludnia i sprowadzilam sie do pueblo za chlebem. Pobilam tym samym wlasny rekord wytrwania w jednej pracy przez wiecej, niz 12 miesiecy, a nawet dostalam minimalna podwyzke tudziez jednorazowy bonus, z ktorego 1/3 poszla na ubezpieczenie i podatek. Wdrapalam sie rowniez o jeden malenki szczebelek na naszej karierowej drabinie: ja, ktora kariere zawsze mialam w glebokim powazaniu, zyjac z dnia na dzien, bez planow ani szczegolnych oczekiwan wzgledem siebie i zycia.

Teraz tylko mam znalezc odpowiednio naiwnego kandydata na meza z wypasiona chalupa w Surrey i bede calkowicie kontenta.

Z kraju dotarl do mnie smrod Kurwina, ktory wypowiedzial sie przeciw Paraolimpiadzie. Zabawne, ze takie poglady wyglasza czlowiek, przy ktorym paraatleci wcale nie wygladaja na inwalidow. Wyobrazacie sobie, ze cos takiego wyplywa w brytyjskich mediach ?




5 comments:

  1. jak nic zapuszczasz korzenie

    ReplyDelete
  2. Witam. Ja też czasem nie grzeszę :( Dziś jednak udało mi się pospać do 11, skosić trawnik, wywieźć śmieci, umyć auto, i się porelaskować w międzyczasie :) Jutro za to włoski i assessment na PM course. Ale na kompa czasu mało zostaje... Korzenie nie są złe, jeśli tylko podoba Ci się to, gdzie jesteś (w sensie geograficznym i ogólnym) :) Pzdr serdecznie xx

    ReplyDelete
  3. Tylko, ze to boli, kiedy miejsce,do ktorego przyzwyczailismy sie, musimy opuscic ...

    ReplyDelete