Powracam do swiata blogowo zywych. Nie mialam przez moment Internetu, ponadto jakos mi sie nie chcialo pisac w tych upalach.
Po przeczytaniu dyskusji pod ostatnim postem Dublinii postanowilam ze napisze pare slow odnosnie tematu pokrewnego, czyli zdrowia. Zdrowia, dodam, rodakow naszych kochanych. Szczycimy sie, ze mamy mniej przetworzona zywnosc, jestesmy bardziej skorzy do ruchu od zachodnich leniwcow (wszak nie nalezy do rzadkosci stawianie wlasnymi recami domu, czy osobiscie popelniane remonty). Kobietki dzielnie krzataja sie po kuchni i domu, miast lezec na sofie ogladajac caly dzien Hollyoaks. Dzieci bawia sie na dworze, bo im wolno. Czy wobec tego jestesmy narodem szczegolnie zdrowym ?
Wedlug mnie, nie. Jestesmy banda takich zdechlakow, ze glowa boli. Pamietam, kiedy bylam mala i wpadali do nas sasiedzi na pogaduchy, ulubionym i niekonczacym sie tematem byly choroby. Kazdy sie licytowal, co ma lepszego: bypassy, czy tylko skromne zylaki. Sama bylam wiecznie chorym dzieckiem, ale podobne mi cherlaki wcale nie nalezaly do rzadkosci. Bylo natomiast jakby mniej alergii, choc znowuz w zaczadzonym Krakowie roilo sie od astmatykow. Polak wzglednie zdrowy byl mniej wiecej do 30-tki, pozniej juz zaczynala sie jazda bez trzymanki, niestety w kierunku cmentarza. Nawet to niby mocne pokolenie, co przezylo wojne, narzekalo na miliony dolegliwosci, wystarczy sobie przypomniec zatloczone przychodnie i szpitale (w tych drugich nie mialam okazji bywac). O ile potrafie zrozumiec, ze starzy ludzie sa schorowani, to juz przepoczwarzanie sie w chodzacego wraka ledwie po 40-tce jest dla mnie przerazajace. Oczywiscie obowiazkowy w naszym kraju alkoholizm i nikotynizm zrobil swoje, na inne nalogi na szczescie nikt za komuny nie mial pieniedzy.
Czy cos sie zmienilo ? Podczas moich wizyt w Polsce mam sposobnosc goscic w jednej z beskidzkich wsi i tam zwykle gwarze sobie z lokalsami na temat chorob, bo to nadal temat nr 1. Jedno ma wyciete pol zoladka. Drugie zrujnowany kregoslup - pozostalosc po samodzielnym stawianiu chalupy. Trzecie remautyzm, czwarte artretyzm. Zacmy, gluchota. Jakim cudem oni jeszcze zyja, pytam sie. W miescie nie lepiej, bo co sie kogo spotka, steka i kweka, a na alergie juz wszyscy cierpia, wlacznie z chomikami (autentyk). W mediach zatrzesienie reklam lekow, a na ulicach zatrzesienie aptek. Tylko chorowac !
Dlaczego tak jest, jak my narod rustykalny, jemy jak Pan Bog przykazal (w miescie gotowce i snacki, na wsiach tluste miecho, ziemniaki polane tluszczem i kawalek zdechlej jarzyny - albo i nie), nie mamy calej tej chemii, co zgnily Zachod...Czy aby na pewno ?
Jedno jest pewne: jesli zachorujemy w Polsce, dostaniemy taka baterie lekow i antybiotykow, ze mozna by tym handlowac na Allegro tygodniami, gdyby bylo to legalne. W UK zazwyczaj dostaniemy paracetamol, w ciezszych przypadkach ibuprofen. Skadinad zrobienie zapasow tychze specyfikow w supermarkecie jest niemozliwe. Panstwo opiekuncze dba, bysmy sie paracetamolem nie przezarli.
Prawda ze narod polski schorowany jest - czesc to hipochondrycy oczywiscie. Kiedys slyszalam jak ktos przytaczal taka opowiastke - kto nie pamietam, chyba jakis lekarz: Dlaczego polscy emeryci sa bardziej schorowani niz anielscy czy francuscy? Angielski emeryt wstaje rano, je sniadanie, ubiera sie, wychodzi na spacer, spotka sie z kolegami na whisky czy piwko w pubie, ponrzeka na krolowa. Francuski emeryt wstaje rano, ubiera sie, idzie na spacer poogladac i popodrywac mlode panie, spotka sie z kolegami na winko.Polski emeryt wstaje, sika do sloika i zabiera ten sloik do lekarza zeby sprawdzic czy mu juz cos jest. Moja mama ma w domu wielka encyklopedie chorob i wiecznie cos tam znajduje na co jest aktualnie chora ;)
ReplyDeleteAle sa tez tacy co choruja naprawde i to w coraz mlodszym wieku, nie tylko w Polsce. Moja teoria jest taka ze ludzi na siwecie jest po prostu za duzo, kiedys naturato regulowala wlasnie chorobami czy epidemiami roznych choler i dzum zeby te slabsze jednostki wytepic i zeby regulowac ilosc ludzi na ziemi. Teraz potrafimy skutecznie walczyc z chorobami, szczepimy sie itp, wiec natura wymysla mutacje i kolejne choroby jak np Aids. Dochodzi jeszcze do tego nieodpowiednie odzywanie sie, nalogi, stres, negatywny stosunek do otoczenia - swiecie wierze ze optymisci zyja dluzej i lepiej. Dub
Dub, w takim razie przeczytaj Inferno Dana Browna, spodoba Ci się :-) A ja się zgadzam - oczywiście w skali globalnej ludzkości potrzebne jest przetrzebienie, ale w skali lokalnej chciałabym, żeby mnie osobiście ominęło ;-)
ReplyDeleteCo do leków, zawsze mnie przeraża ilość reklam w polskiej TV, w porównaniu do braku tychże tu. Ale też np. jak ich boli gardło to biorą nurofen - a to przecież tylko przeciwbólowe jest! Ja wierzę w Aspirynę i Strepsils sprej, plus zewnętrznie maść koci pazur/ kamforowa, do tego czosnek i cytryna, a antybiotyki w ostateczności...
Myślę że jakaś sensowna dieta i nieco ruchu powinny utrzymać człowieka w jakiej takiej kondycji, K. i Dublinia jeszcze się nie sypią więc jest nadzieja ;-)))
Ja jestem zdrowa jak kon a najlepsze lekarstwo to goraca whisky w miodem :) i aspiryna. Antybiotykow sie nazarlam jako dziecko,ze mi jeszcze serce nie wysiadlo to cud, teraz tylko w ostatecznosci. Mam tez dobre geny - u mnie w rodzinie nie bylo zadnych chorob oprocz tych wymyslonych przez mamusie ;) DUB
ReplyDeleteA moj sasiad w Krakowie zszedl wlasnie na raka krtani...
ReplyDelete