For Your Pleasure

For Your Pleasure

Saturday, May 13, 2017

***

Na BBC lecial do niedawna serial The Last Kingdom. Wygladal mi na skrzyzowanie Wikingow i Game of Thrones i nie bylam nim zainteresowana, az ktoregos wieczora z nudow zaczelam ogladac na iPlayer bodajze trzeci epizod drugiego sezonu...i z rozpedu pochlonelam kilka kolejnych odcinkow, az po final, na ktory niecierpliwie czekalam, az ukaze sie na BBC 2. Serial faktycznie nie grzeszy oryginalnoscia, ale jest niezle zagrany a do tego BBC zatrudnilo przystojnych dunskich aktorow, aby odtwarzali role panoszacych sie bezczelnie po Anglii (ktorej jeszcze nie bylo, istnialy niezalezne ksiestwa i krolestwo Wessex ze stolica w Winchester) Norsemanow. Saksoni w kontrascie do Wikingow sa pokazani w nieprzychylnym swietle, niegrzeszacy uroda, niedomyci, niemescy i jacys tacy rozmemlani, ewentualnie wiecznie sie modlacy i wzywajacy Boga - patrz krol Alfred i jego malzonka. Jest to oczywiscie zabieg stylistyczny, publicznosc po sukcesie Wikingow zakochala sie w dorodnych wojownikach z polnocy, wiec telewizja karmi ich tym samym :) Do czego jednak zmierzam ? W fejsbukowych komentarzach pod postami serialu na FB, w szczegolnosci dotyczacymi ostatnich trzech odcinkow, az bije po oczach zachwyt plci zenskiej nad tytulowym bohaterem, jak i postaciami z dalszego planu, w szczegolnosci zadziornymi bracmi o imieniu Erik i Siegfried. Podobnie jak Ragnar i Rollo, jeden jest spokojniejszy i myslacy, drugi najchetniej wyrzynalby wrogow w pien 24/7. Wydawac by sie moglo, ze wspolczesna kobieta, ktora przeciez pragnie nowoczesnego partnerstwa, spolegliwego faceta w domu, ktory gotuje, wynosi smieci bez szemrania, nie podnosi glosu i w ogole nie przejawia zadnej agresji, powinna sie wzdrygnac na sam widok zadziora z Polnocy. Ale nie, widzkom TLK taki archetypowy typ mezczyzny sie bardzo podoba:




Ponizej, Lord Erik (a nie zaden drwal! - Dub & M.), z uprowadzona, a jakze, ksiezniczka. Needless to say, niewiasty komentujace na fejsie bardzo,bardzo chcialy byc na jej miejscu. Erik jest przystojny i w przeciwienstwie do swego gburowatego brata potrafi sie obchodzic z kobietami. Czuly barbarzynca - wspolczesny ideal ?




Podczas ostatnich peregrynacji po Irlandii nasza towarzyszka M. rzucila w eter pytanie retoryczne: czy myslimy, ze ostatnimi czasy procent meskosci w mezczyznach spada ? Z jednej strony chcialabym odpowiedziec, ze tak. Faceci chodza w kolorowych rurkach, na kosmetyki i sera do pielegnacji hipsterskich brod wydaja juz tyle, co baby na fatalaszki (sprawdzony fakt, z prezentacji w pracy na temat meskiej pielegnacji wynikalo, ze udzial meskich kosmetykow w rynku wzrasta w oszalamiajacym tempie, w Europie zas prym w pielegnacji zarostu wiedzie, o dziwo, Polska), przechodza na weganizm (to juz nie tylko niemeskosc, to lewactwo) i predzej by zjedli wlasne skarpety niz poszli dobrowolnie do wojska. Nie potrafia nic zrobic w domu, nie zajrza pod maske samochodu, mieszkaja z mamusiami do usranej smierci, zamiast jak najwczesniej starac sie usamodzielnic i dazyc do dobrego statusu finansowgo, a nastepnie zalozyc rodzine. To stek stereotypow, ale wiecie, o co mi chodzi. Rozni korwinisci dowodza, ze taki stan rzeczy jest wina kobiet, ktore wreszcie wyprostowaly pijanego, agresywnego brutala na ktorego narzekaly od stuleci i nagiely go do swoich potrzeb, przy okazji czesciowo lub calkowicie kastrujac z meskich cech. W efekcie mamy chlopa bez jaj...

Gdy wiec kobiety widza na ekranie telewizora seksownych a zarosnietych Wikingow, w jakosci HD, to zbiera sie w nich teksnota za dawnymi czasami - jak gdyby dawniej wszyscy faceci wygladali TAK, byli waleczni i odwazni ;), jak gdyby kobiety za malo w przeszlosci wycierpialy wlasnie dlatego, ze panowie chcieli byc tacy strasznie mescy, czyli wszczynac jedna wojne po drugiej. Puscic wodze fantazji jednak mozna, to nic nie kosztuje, a potem sie wraca do nudnej rzeczywistosci i Kiepskiego chrapiacego w lozku.








Nie wiem, co o tym wszystkim myslec. Jak zdefiniowac wspolczesna meskosc ? Gdzie ci kowboje ?






Friday, May 05, 2017

Irlandia ponownie...


Dzisiejszy wpis bedzie cokolwiek kaleki, jestem bowiem bez komputera i tym samym nie mam jak obrobic zdjec, a niniejsza relacje sporzadzilam cichaczem w pracy…

Jak co roku o tej mniej wiecej porze, zawitalam do Irlandii z wizyta u Dublinii J Jak co roku, udalysmy sie na samochodowa objazdowke, tym razem z noclegiem w rejonie zwanym The Burren, ktory jest jednym z szesciu parkow narodowych Irlandii i o ktorym jeden z wojskowych Olivera Cromwella mowil tak:

A country where there is not water enough to drown a man, wood enough to hang one, nor earth enough to bury him.

Jak co roku, pogoda sie udala wysmienicie i choc w Dublinie (w UK tez) lalo przez caly weekend, to my mialysmy slonce, cudnie blekitne niebo, szmaragdowe wody Atlantyku, soczyscie zielona trawe i co najmniej 20 stopni ciepla – tak ciepla, w poniedzialek po poludniu wiatr ucichl i mozna sie bylo walnac na ziemie i opalac.

Mam wyjatkowo malo zdjec z tej wycieczki, nie dlatego bynajmniej, ze nie bylo czego fotografowac, ale dlatego, ze cala podroz uplynela nam wsrod wyglupow i zartow, przez co pstrykalam mniej, niz zazwyczaj. Okazji do focenia nie brakowalo, zatrzymywalysmy sie przy kazdej interesujacej ruinie zamku czy kosciolu. Zawitalysmy tez do slynnych Klifow Moheru, ktore sa atrakcja turystyczna w pelnym tego slowa znaczeniu, z wielkim parkingiem, biletami wstepu i sklepem z pamiatkami oraz wypelniana po brzegi staruszkami restauracja. Nie obeszlam klifow wzdluz i wszerz, bo jak dla mnie za bardzo wialo, ale co sie napatrzylam, to moje. Jest to urokliwe miejsce, ale bardzo uczeszczane, dlatego musze powiedziec, ze duzo lepiej czulam sie w spokojnym i cichym (ale nie lichym!) Loop Head, dokad dotarlysmy z godzinke – dwie przed zachodem slonca. Tam mozna doslownie wplynac na zielonego przestwor oceanu i stapac po bardzo miekkich kepach trawy, wypatrujac na horyzoncie gor i przygladajac sie osobliwym, wyrastajacym z wody skalom. The Burren slynie z unikatowej flory, rosna tam rosliny typowo arktyczne a obok nich alpejskie czy srodziemnomorskie.

Dublinia zabrala mnie do slynnego neolitycznego dolmenu Poll na mBrón, usytuowanego posrod rozleglego wapiennego plaskowyza. Sam krajobraz, liczacy sobie 325 mln lat to zaiste raj dla geologa i nic dziwnego, ze Burren i Cliffs of Mohair stanowia razem Geopark.

Nie mniej interesujacym obiektem okazal sie wazacy 100 ton (!) Brownshill Dolmen, z irlandzka zwany Dolmain Chnoc an Bhrúnaigh. Przypomnialy mi sie czasy, kiedy czytywalam z wypiekami na twarzy Danikena i zastanawialam sie, skad sie wziely i do czego sluzyly owe megality, jak ludzie podolali potwornie ciezkim kamieniom. Nadal jestem zreszta zdania, ze niegdys na Ziemi goscila obca cywilizacja, ktora podrasowala nieco prymitywnego humanoida, tworzac czlowieka – czyz w wiekszosci religii nie utozsamia sie Bogow z niebiem nad nami, skad najprawdopodobniej przybyli ?

W Bishops Quarter, Ballyvaunagh, przezylam cos bardzo interesujacego. Sa tam ruiny kosciola Drumcreehy Church polozone na wzgorzu, otoczone przez nagrobki, niektore calkiem nowe, ale wiekszosc z XIX wieku. Bardzo lubie cmentarzyska, zapewne dlatego, ze nie przepadam za ludzmi, ale tam czulam sie jak bardzo, bardzo nieproszony gosc. Jakbym zaklocala komus (albo czemus…) spokoj, jakbym byla natretem, albo jakims nielegalnym alienem. Bishops Quarter jest skadinad bardzo malownicze, z gory widac ladna plaze. Jestem ciekawa, kto tam jest pochowany i czy istnieje jakas miejscowa legenda, wyjasniajaca moje odczucia ?

Poza tym ze wierze w kosmitow, to zastanawiam sie rowniez nad tym, czy miejsca, budynki i rzeczy maja ‘pamiec’, czy przechowuja w sobie slad, imprint, cos w rodzaju energii pochodzacej od ludzi i zdarzen. Jesli tak, to powyzsza sytuacja mialaby jakies uzasadnienie. Bylysmy w jeszcze jednym fajnym miejscu, gdzie naszly mnie podobne refleksje, ale juz bez uczucia bycia intruzem: ruiny posiadlosci (stylizowanej na gotycki zamek) Duckett’s Grove. Ciekawe, jak wygladalo tam zycie 100 lat temu. Gdyby tak mozna bylo sie przeniesc w przeszlosc i ukradkiem obserwowac tamtejsza codziennosc J

Warte uwagi jest miasteczko Enniscorthy z udostepnionym w 2011 roku do zwiedzenia zamkiem, w ktorym mozemy zobaczyc m.inn. mini wystawe poswiecona kreconemu tam filmowi Brooklyn. Zajrzalysmy rowniez do ruin opactwa cysterskiego Jerpoint Abbey, ale bylo za pozno na dokladne zwiedzanie. Wyglada na to, ze francuscy mnisi wybierali sobie w Irlandii okolice przypominajace im rodzinne strony i faktycznie, wokol opactwa jest jak w Langwedocji. Location, location…

Tak wygladala moja wyprawa po Irlandii 2017. Juz zacieram rece na mysl o tym, gdzie pojedziemy za rok!