"Chalet Girl" - zdecydowanie nie ten typ filmu, na ktory sie zazwyczaj wybieram do kina. Wczoraj jednakowoz mialam sie ochote zrelaksowac i nieco odmozdzyc. O odmozdzenie latwo, gorzej z ukulturalnieniem. Zadumalam sie nad egzystencja w tym jakze ladnym miasteczku. Bytuje tu juz trzy lata. Dysponujemy jednym, drogim i przereklamowanym klubem nocnym i jeszcze jednym, w ktorym dziewczyna z bylej pracy zlamala noge, posliznawszy sie na rzygowinach. Nie mamy kina ani teatru. Nie domagam sie stadionow ani hal koncertowych, wszak to nie metropolia, aczkolwiek denerwuje mnie nieco fakt, ze musze wyprawiac sie w podroz (!) pociagiem, ilekroc przyjdzie mi ochota na obejrzenie live jakichs leciwych muzykantow. Ot, przyzwyczajenia mieszczucha, ktory juz zapomnial, jak cieleciem bedac tlukl sie koszmarnie zatloczonymi tramwajami czy autobusami, zeby dostac sie z jednego wykladu na drugi i trwonil na to tysiace cennych roboczogodzin.
Mieszczuch, przez wiele lat mieszkajacy w okrytej zla slawa robotniczej dzielnicy miasta cesarsko-krolewskiego, nie moze tez pojac, dlaczego brak tu szkol jezykowych, ktore w Polsce zdaja sie rozkwitac na kazdym rogu, na kazda kieszen, do wyboru, do koloru. Chce sie przykladowo zapisac na wloski. Albo hiszpanski, w zaleznosci od fazy ksiezyca. Lokalny college owszem, organizuje takie kursy, ale w wymiarze turystyczym, czyli nauka prostych slowek i fraz, w sam raz dla Anglikow ruszajacych na podboj Lloret de Mar, nie konkretny, rzetelny kurs jezykowy. Moja nauczycielka z nudnego niemilosiernie kursu CPE ostrzegala mnie przed tymi wszystkimi beginners Italian itd., ze tempo maja zolwie i nic mi to nie da. Moral: chcesz sie nauczyc obcego jezyka, znajdz sobie kochanka i razem konwersujcie pod prysznicem. Taniej i przyjemniej. O rozwijanie innych zainteresowan rowniez nielatwo. Zaciskalam piesci w bezsilnej zlosci podczas pobytu w Krk zeszlej jesieni, widzac slupy ogloszeniowe upstrzone tysiacami ogloszen, kursy fotografii, tanca, yogi, czego bys nie chcial...
Lokalna biblioteka - tragedia, nawet o klasyke literatury czy poezji angielskiej ciezko, polki zawalone Ludlumami. Chcac udac sie na basen, trzeba isc do wypasionego hotelu ze spa i uiscic rownie wypasiona kwote - albo meczyc sie w warunkach gomulkowskich, w nieogrzanej wodzie i niedogrzanym budynku. Moglabym tak jeszcze dlugo wymieniac, ale chyba juz nie musze. You get the picture. Wszystko fajnie i pieknie, Roman Heritage wystaje z kazdego kata, wlasciciele domow zadaja £400 miesiecznie za pokoj plus rachunki, a ja sie zastanawiam, czy warto tu ugrzeznac na stale, w tym raju emerytowanych prawnikow i ksiegowych ? I jaka jest alternatywa ? Zarowno Liverpool jak i Manchester mnie odpychaja, nie lubie dresiarskich szczurowisk, dresow mialam pod dostatkiem w swoich osiedlowych pieleszach. Czyz wiec tylko pozostaje mi Londyn ? A w przyszlosci zwiniecie maneli na dobre, bo UK, ze swoim poziomem zycia (mowie o przecietnym poziomie zycia, nie o lachmaniarzach, czy milionerach) odbiega jednak znacznie na minus od wspolczesnych, cywilizowanych europejskich standardow i doczekanie tu starosci nie wydaje mi sie zbyt atrakcyjna opcja...
Ech...W miedzyczasie lize rany po dosc morderczym tygodniu i racze sie dzielami Carlosa Saury. Nie wchodzcie w droge Carmen, ona ma noz i nie zawaha sie go uzyc :)
Do nas przyjedz. Co prawda mnie tez trudno tu sobie starosc wyobrazic, ale ja ogolnie mam trudnosci ze staroscia... ;-)
ReplyDeleteW sumie... gdzies w domku w lesie na spokojnie, ale niezbyt daleko od wiekszego miasta, coby wlasnie tego typu kursy byly... Dwa pieski przy boku, plotki z mieszkancami przy spotkaniach w sklepie spozywczym...
Czemu nie?
Juz nie jeden, a dwa pieski ? :)
ReplyDeleteDajesz na południe, na pewno Ci się spodoba.
ReplyDeletePoludnie UK ?
ReplyDeleteOczywiście ,ze południe UK, a emerytura gdzie bóg da:)
ReplyDeletePS
to sem byłam ja ( zośka ) , bo tak mi łatwiej