Po dlugim ociaganiu zabralam sie wreszcie za "The Duchess" z anorektyczna Keira K. Oj, smutny to obrazek, a spodziewalam sie jakichs glupot. Bez wdawania sie w spoilery, film jest o ludziach uwiezionych w konwenansach, ktore, niczym idee z "Wirusa umyslu" Brodiego zdaja sie zyc wlasnym zyciem, trzymaja tychze ludzi w ryzach, czyniac z nic ciasno obandazowane mumie. Wszystko kreci sie wokol obsesyjnej potrzeby doczekania sie meskiego potomka, bo obcemu sie przeciez nie przekaze majatku i tytulu. Typowe manipulowanie przez samolubne geny, powiedzialby Dawkins. Facet, ktory owego syna nie zmajstruje, jest posmiewiskiem i wrogowie czyhaja na jego upadek, nic wiec dziwnego, ze Ralph Fiennes przedklada cudza opuszczona zone, matke trzech chlopcow, ponad wlasna urocza polowice, jakby czujac pismo nosem, ze z tamta mu predzej "wyjdzie". Cale jego malzenstwo jest podporzadkowane splodzeniu nieszczesnego dziedzica i nasz Duke, sprawiajacy zreszta wrazenie aspergerowatosci, nie stara sie tego wcale ukryc. Interesujace, ze dopiero "gwalt" (pisze w cudzyslowie, bo w malzenstwie wszak nie ma gwaltow, tak jak i nie da sie zgwalcic prostytutki...) sprawia, ze Keira po ilus tam corkach jest w stanie poczac syna. Any explanations ?
Moglabym jeszcze tak dlugo nawijac o licznych upokorzeniach, jakich doznaje tytulowa bohaterka, ale powiem ino tyle: jej ciezki w pozyciu maz wydal mi sie w rownej mierze ofiara wspomnianych na wstepie konwenansow i spolecznego. Zyje tak, jak od niego wymaga tego spoleczenstwo, kochanke bierze, bo wszak mezczyznie wypada, zone trzyma w ryzach, bo chlopu z jego pozycja ganianie z przyprawionymi ropgami nie uchodzi, pozbywa sie dziecka Georgiany, chociaz kazal jej wychowywac wlasnego - obrzydliwe to slowo - bekarta. "I don't do deals. I am in charge of it all" powiada, kiedy zona probuje isc z nim na ugode. Cierpienie Ksieznej jest dla wszystkich oczywiste, ale czy ktos sie zastanawia, co czuje wytresowany do swojej roli, odnajdujacy jedyna ulge w zabawia ze swoimi psami, swiadomy nieuchronnosci wlasnego zniewolenia Duke ? Ciezki los, nieprawdaz ?
Dosyc juz spoilowania. Trudne mamy czasy, ziemia sie trzesie, a jej os przesuwa (dlaczego doniesienia o katastrofie w Japonii na naszych portalach sa 10 razy bardziej histeryczne od np. newsow na stronie BBC ? podaja o wiele wyzsze liczby ofiar i tak dalej), jak nic idzie koniec swiata, tym niemniej zyje sie nam, kobietom, o wiele lepiej, odkad nasi panowie stworzenia nie sa juz "in charge of it all". Nawet, jesli wciaz tak im sie zdaje.
Lubie, lubie Ralpha Fiennesa... Nie wiem, dlaczego, ale wydaje mi sie bardzo przystojny... Wiem, dziwny gust mam...
ReplyDeleteBo jest bardzo przystojny, a w "Angielskim Pacjencie" to juz w ogole :)
ReplyDelete