Urlop, urlop i po urlopie. Tym razem padlo na Budapeszt, o ktorym rozmyslalam juz od dobrych paru lat, az wreszcie przyszla wiekopomna chwila :) Easy Jet lata tam z Gatwick, co mi bardzo odpowiada. Lot trwa jakies 2.5 godziny, trzeba jednak brac poprawke na ewentualne spacyfikowanie angielskiej holoty wybierajacej sie na wieczor kawalerski. Tacy ludzie nie powinni miec paszportow.
Z lotniska mozemy udac sie do centrum miasta taksowka, koszt ok 30 euro badz 8000 forintow, albo tez wsiasc w autobus i dalej przesiasc sie w metro, podobnie jak w Pradze, a koszt to 530 forintow. Lecac ponownie na pewno skorzystam z drugiej opcji.
Pogoda potrafi zaskakiwac; pol soboty lalo, by po poludniu sie wypogodzic. W niedziele zalozylam na siebie wszystkie ubrania na raz i ocieplana kamizelke na polarze, zalujac, ze nie wzielam czapki oraz rekawiczek. W czwartek w poludnie natomiast musialam zejsc z balkonu, gdyz upal sie zrobil nie do wytrzymania. Co ciekawe, zauwazylam w Budapeszcie bardzo duzo salonow solarium ('Szolarium'). Po co im to, jak przez wieksza czesc roku maja slonce ? Byc moze na takie wlasnie dni, jak owa niedziela. Nawiasem mowiac, slonce na Wegrzech jest bardzo silne. Wystarcza dwie godziny spaceru i zamieniam sie w lobstera, aby nastepnie przejsc w naturalny dla mnie pomaranczowy odcien Jaffa Cake. Filtr 50 dla bladziochow to mus.
Przed wyjazdem naczytalam sie na Internecie o legendarnych kontrolerach i jakies dziwne instrukcje, jak kasowac bilety - przed wejsciem do metra, przy wyjsciu i jeszcze z dziesiec razy pomiedzy, tak na wszelki wypadek. Tymczasem przy kasownikach stoja pracownicy ktorzy chetnie tlumacza, co robic z tymi biletami, jak dzialaja transferowe np. na lotnisko. Linie sa dobrze opisane. Jakis czlek donosil, ze ciezko jest kupic bilety - czyzby nie zauwazyl wszedobylskich automatow gdzie za monety lub placac karta mozemy sie zaopatrzyc w bilety pojedyncze, calodobowe, 72 godzinne, tygodniowe, bloczki po 10 biletow i wreszcie Budapest card ? W mniejszych stacjach bilety sprzedaja takze placzacy sie tam pracownicy. Przy okazji, goraco polecam korzystanie z metra. Wszedzie sie pisze, ze miasto najlepiej zwiedzac pieszo, ale odleglosci w Budapeszcie sa porownywalne z londynskimi, co oznacza, ze mozemy truchtac dobra godzine lub dwie od jednego zabytku do drugiego, w spiekocie i spalinach.
Wegrzy sa w stanie komunikowac sie po angielsku, czesto tez rozumieja polski. Punkty informacji turystycznej wydaja foldery i mapki w naszym jezyku. Rodakow podczas weekendu majowego bylo zreszta w Budapeszcie zatrzesienie. Przyznam sie, ze troche sie obawialam jezyka wegierskiego, ale niepotrzebnie, jego znajomosc absolutnie nie jest potrzebna aby sie swobodnie poruszac po Budapeszcie, zamawiac dania czy ruszac w plener, jak my, do Eger czy Szentendre.Na niektorych odcinkach metra przystanki sa obwieszczane po angielsku, wiec nawet najwiekszy gamon nie powinien sie pogubic.
Wegrom nie odbilo jeszcze cenowo jak np. Chorwacji i Dubrownikowi. Za mniej niz 20 euro spozylam posilek, za ktory w Londynie zaplacilabym co najmniej trzykrotnie wiecej: pasztet z geskich watrobek i rozplywajaca sie w ustach wolowina z paprykowo - serowymi kluseczkami, do popitki pyszny lawendowy spritz. To byl zreszta moj najdrozszy obiad w Budapeszcie. Za 3 - 4 tysiace forintow najemy sie do syta dobra zupa gulaszowa, odpowiednikim naszego bigosu, oczywiscie z papryka, paprykowanym kotletem, a dla amatorow dziczyzny sa tez, nomen omen dziki oraz sarnina. Z papryka, lub bez. Nowinki kulinarne, fast foody, pizza, kebaby dotarly tez pod wegierskie strzechy a tradycyjny pörkölt czy paprykarz sa coraz rzadze. W Great Market Hall jak tez i w przyulicznych budkach mozemy uraczyc sie langoszem. To opcja dla autostowiczow i skapiradel: bardzo tlusty placek drozdzowy z serem i smietana. Amatorom wina polecam wizyty w winiarni, gdzie nalezy obowiazkowo wybrac sie z pustym baniakiem, czy tez butelka po Coca-Coli, a wlasciciel po degustacji zaopatrzy nas w pozadana ilosc winnego trunku. Ceny zaczynaja sie od 100 forintow za dwa litry...W sklepach natomiast kupimy flaszke Byczej Krwi za jakies 600-700 forintow. Burzuje moga sobie szastac i wydac powiedzmy 1000 - 3000 HUF za butelke. Ceny papierosow jak w Polsce, palacze nie sa dyskryminowani: kazdy uliczny kosz na smieci ma miejsce na niedopalki, palenie w ogrodkach kawiarniano - restauracyjnych jest calkowicie normalne, ba nawet lotnisko ma specjalny taras gdzie mozna zakurzyc przed odlotem.
Przede mna zadanie bojowe, czyli przedarcie sie przez kilkaset zdjec, aby wybrac te kilkadziesiat godnych uwagi. O Budapeszcie jeszcze napisze pare zdan, a teraz poprzestane na tym: nigdzie indziej nie czulam sie tak zrelaksowana i uspokojona, jak wlasnie tam. Czy byla to kwestia slonca, gulaszu, towarzystwa Dublinii, spokojnych i zrownowazonych tubylcow, a moze kombinacji wszystkich tych czynnikow naraz ? Do stolicy Wegier na pewno sie wybiore i to nie raz, nie zapoznalam sie bowiem z oferta kapielisk a i w samym miescie jest tyle do zobaczenia, ze tydzien poprzetykany jedniodniowymi wypadami to za malo.
C.d.n.
Towarzystwo Dublinii oczywiscie ;) Dub
ReplyDeleteOczywiscie ;)
DeleteBudapeszt jest i na mojej liście, Ty mnie tylko zachęciłaś! Bardzo pomaga gdy miasto jest przyjazne turystom i nie traci się energii na rozwiązywanie, normalnie prostych, zadań :) A niskie ceny są dodatkowym plusem! Mam wrażenie że K. by się tam podobało....
ReplyDeleteZeby nie tracic energii jabym sie zaopatrzyla w bilet na wszystkie linie, na pare dni albo Budapest Card, odleglosci bowiem sa naprawde spore - spacer spod parlamentu do Szechenyi Baths to jakies 40 min. No i koniecznie sprawdzac knajpy na Trip Advisor przed wizyta w ktorejs. Nie ma nic gorszego, niz przemierzenie polowy miasta w poszukiwaniu restauracji, ktora jest zamknieta, zabukowana po uszy albo, co gorsze, niedobra.
Delete