A to ci kanikula w ten ostatni tydzien wrzesnia. Jesli wierzyc pogodynkom, temperatura w Londynie dobila do 29 stopni. Bardziej wierze odczuciom osobistym, w sobote w poludnie grzalo solidnie, acz nie pieklo, siedzialam sobie na schodkach gdzies na Trafalgar Square popijajac cole i obserwujac dzikie tlumy, sluchajac miejskiego halasu. Po raz pierwszy nie musialam spieszyc sie na wieczorny autobus i tluc sie nim piec godzin, zeby dojechac do domu, dom jest bowiem w zasiegu godzinnej jazdy pociagiem. Fajnie.
W pracy ok. Za towarzysza mam lewicujacego absolwenta fizyki, do tego muzykanta ('music is the most important thing in my life'). Przepytujemy sie ze znajomosci hitow wszechczasow, jakimi namietnie nas raczy Radio 2. Kiedy zaczynaja sie audycje polityczne, mlody co rusz podnosi glowe znad kolby i daje glosny wyraz swojemu oburzeniu, czy chodzi o travellersow, uniewinnienie Amandy Knox, czy inne palace kwestie. W sprawach spolecznych jest nieprzejednany. 'Wszyscy powinni miec po rowno'. Zachichotalam, bo te zabe juz jedlismy a i miliony ofiar komunizmu cos by moglo zza grobu powiedziec odnosnie tej rownosci. Tym niemniej, mlody jest inteligentny, na poziomie, zaradny, przejawia inicjatywe w przeciwienstwie do mnie i generalnie mam fuksa, ze mi sie taki trafil, jako ze oboje jestesmy tu nowi i nieopierzeni.
Dni plyna niespiesznie. W 'miescie' skladajacego sie z dwoch ulic nie ma wiele do roboty, wiec po pracy pozostaje mi niesmiertelne trio telewizor+komputer+ksiazki. Zakupilam druga czesc sagi Martina i czyta mi sie ja gorzej niz 'Game of Thrones', ale sie czyta. Zbieram info o okolicy. Wypadaloby przewodnik po Londynie nabyc, zeby te wypady nabraly wiekszego sensu, niz wloczenie sie po Soho (skadinad uroczym). Wypadaloby rowniez zaopatrzyc sie w slownik chemiczny, zebym chociaz z grubsza wiedziala, w czym sie paprze. Nie, zeby bylo to konieczne; moja prace moze wykonywac kazdy, kto umie sie poslugiwac kalkulatorem i ma w miare pewna reke. Szkoda, ze firma zamyka podwoje w przerwie pomiedzy swietami na Nowym Rokiem. Mam wielka ochote poszalec sobie, jak bedzie cicho, porobic probki kremow z samodzielnie wypichconymi zapachami. Ach...
Powoli mija mi tesknota za starymi smieciami. Najgorsze byly pierwsze dwa tygodnie, kiedy czulam sie tu totalnie od czapy. Nie potrafie mieszkac w dziurach, jest dla mnie nadal jakas niepojeta abstrakcja, ze po byle stojak na pranie trzeba sie wyprawiac, jak za morze. Wiem, rozpuszczona jestem, ale trudno, przez cale zycie mialam wszystko pod nosem. Gdyby nie ta praca, nigdy by tu moja noga nie postala. Nie bylabym rowniez soba, gdybym nie zadala sobie pytania: jak dlugo tu zostane ? W tym momencie jestem niewielka srubka w wielkiej machinie i dobrze mi z tym, ale bede miec oczy szeroko otwarte. Czuj duch.
No comments:
Post a Comment