-A czy u was w Polsce jest rasizm ?
-No wiesz...Leca banany z trybun w kierunku czarnego pilkarza. Na co drugim bloku wysmarowane stoi Jude Raus (choc to juz antysemityzm, a wiec zupelnie inny, uwarunkowany historycznie twor), czasem sie gdzies po osiedlach leja z Cyganami. Poza tym jednak jest spoko. Koko.
Tyle tytulem gwarzenia w pracy z kolezanka z kraju bylego bloku wschodniego. Przyznam, ze fajnie bylo spedzic tydzien w Europie; bodaj i Wschodniej, czy tam Centralnej. Choc w Pradze zdaje sie mieszkac sporo skosnego luda - co do narodowosci nie jestem pewna - i w co drugim spozywczaku rezyduje skosna pan lub pani, zas w sklepach z pamiatkami rowniez zatrudnieni sa nie-Czesi, to jednak nie mamy wrazenia, ze wyladowalismy wlasnie w Pakistanie. A takie wrazenie odniesc mozna w wiekszosci brytyjskich miast, z wyjatkiem najzamozniejszych.
Kto byl, ten widzial i wie, co i jak. Kto nie byl, temu radze pojechac do stolicy Czech na minimum weekend, optymalnie zas na 5 dni (3 na zwiedzanie, 2 na dotarcie i powrot).
Praga, choc spora (nie jakis moloch jednak) jest wyluzowana i przyjazna, tak mieszkancom, jak turystom. Dla zarabiajacych w funtach czy euro reprezentuje good value for money. Wydaje mi sie, ze jest nieco drozej, niz w Polsce. Transport publiczny funkcjonuje naprawde bardzo dobrze. Niepotrzebnie obawialam sie dojazdu z lotniska: za ok funta (32 Kc) kupujemy bilet wazny przez 90 min i na tym jednym bilecie, przesiadajac sie z autobusu do metra, docieramy do centrum, tam mozemy np. wsiac w tramwaj i podrozowac sobie dalej, co ja uczynilam, jako iz hotel moj znajdowal sie pare przystankow od Placu Waclawa. Do dyspozycji mamy jeszcze bilety 24-godzinne i 3-dniowe za odpowiednio 110 i 330 koron, najbardziej sensowne z punktu widzenia turysty. Uzywalam i bylam zadowolona. Zatem, nie ma co sie szarpac na taksowki z lotniska.
Jest tam czysto. W nocy o polnocy po zatloczonym niemilosiernie Starym Miescie kraza sprzatacze i zamiataja pozostalosci hulanek i swawoli. Coz za odmiana po zasyfionych angielskich ulicach. Czulam sie bezpiecznie, za wyjatkiem czwartkowego wieczoru, kiedy to czekalam na tramwaj po seansie 'Prometeusza' i owo oczekiwanie, trwajace cale 20 min, bardziej sie okazalo disturbing niz film sam w sobie. Okolice Placu Waclawa sa niestety uczeszczane przez meneli i wszelkiej masci dziwnych osobnikow. A propos kina, to wybralam sie do pieknego, najstarszego w Pradze kina Lucerna, przedkladajac je nad Cinema City. Cena biletu to 170 koron (3D). Film niestety rozczarowal, ale o tym osobno.
Jedzenie ? Takie sobie, szczerze mowiac, aczkolwiek przy moim budzecie jadalam oczywiscie w tanich miejscach. W 90% knajpek na miescie za tzw. turystyczne menu zaplacimy ok 200 koron. Zjadlam smaczne, choc strasznie ciezkie, nadziewane miesem knedliki z kapusta i cebulka w restauracji 'U Pinkasu', uczeszczanej bardziej przez Czechow niz innostrancow. To dobry znak w przypadku jadlodajni. Tania jak barszcz Havelska Koruna to cos w stylu baru mlecznego, panie mowia po polsku, tez mieszanina lokalnych i wycieczek. Dan miesnych nie polecam, natomiast za smieszne 60 Kc zjemy calkiem niezle owocne knedliki (nalepiej posypane utartym twarogiem, polane stopionym maslem i posypane cukrem-pudrem.). Gdzie jedzenie niedrogie, tam odbijaja sobie na cenach napojow i odwrotnie. Piwo czesto bywa tansze od Coca-Coli wiec choc nie jestem piwoszem, sila rzeczy wybieralam Pilsner...
Pamiatki drogie, szklo i bizuteria piekne. Lepiej kupowac suweniry w czynnym caly tydzien ulicznym markecie, niz z sklepach, a juz na pewno nie w muzeach czy obiektach turystycznych. Przywiozlam troche Much: komplet czterech reprodukcji (250 Kc), zakladki, podkladki. Zrezygnowalam z Krteka, przedkladajac nad niego czeskie slodycze, sery i kielbasy. Zajrzalam do paru galerii, ale juz zywcem nie mialabym gdzie zapakowac dodatkowych przedmiotow. Nastepnym razem cos sobie sprawie , tymczasem musi mi wystarczyc turystyczny obrazek w sepii.
Zwiedzilam Zamek wraz z dodatkami: bilet 250 Kc na wspomniany zamek, zlota uliczke, bazylike sw. Jerzego i Katedre Sw. Wita, ktora wcale nie jest otwarta dla zwiedzajacych od samego rana. Ludzi moc. Na Hradczanach bylam pare razy, a ze pogoda przez pierwsze dni rozczarowywala to i ludzkiej stonki bylo mniej i dalo sie normalnie pochodzic. Najbardziej mi sie podobalo na Malej Stranie, gdzie mozna schronic sie przed zgielkem i turystami w jednej z licznych, spokojnych uliczek. Reszta, wiadomo: most Karola, Stare Miasto, kompletnie opanowane przez przyjezdnych, az do absurdu. Ciesze sie, ze pojechalam na Wyszehrad, gdzie leza pochowani Mucha i Dworzak, gdzie bazylika przepiekna sw. Piotra i Pawla. Skad mamy najlepszy widok na Prage ? Udajmy sie na wieze obserwacyjna w parku Petrin oraz na Letenskie Sady, skad ujrzymy szereg mostow na Weltawie, niczym na pocztowkach:
Niestety nie poszlam do Opery, aczkolwiek wybralam sie na godzinny koncert organowo-spiewaczy do kosciola sw. Mikolaja na Starym Miescie (korci mnie, aby napisac: na Rynku...). Mezzosopranistki to zaiste czeski towar eksportowy.
Bylo relaksujaco i na luzie. Czesi sa spokojni, nigdzie sie nie spiesza, nie zloszcza...Telewizja jest dubbingowana. Idzie sie dogadac po angielsku, pare razy zagadalam po czesku i to byl blad, bo odpowiedziano mi po dosc wylewnie po czesku, czego juz niestety nie rozumialam. Sporo panien mlodych fotografujacych sie przed zabytkami, z wycieczkami w tle - tez mi przyjemnosc...
Poznalam S. S. mieszka w Rotterdamie, gdzie uczy w szkole francuskiego i plastyki. Rodem z Macedonii, studiowal w Londynie i Paryzu. Razem sie nasmiewalismy z czeskich kuriozalnych slow, jak zmrzlina, czyli lody. Jestesmy w kontakcie mailowym. Punkt zaczepienia w Holandii ? Dlaczego nie...
Mam 15 dni urlopu do wykorzystania, na swieta do kraju mi sie nie chce, moze na Sylwestra, jesli plan wypali...Co nastepne ? Budapeszt!
PS. Zapomnialam dodac, ze wizualnie zarowno Czesi jak i Czeszki zatrzymali sie w koncowce lat 80. Panowie wasaci, panie z wytlenionymi badz kruczoczarnymi lbami, odziez tandetna, sportowo - bazarowa. Albo ich nie stac, albo inaczej nie potrafia. W Sephorze i Rossmanie 1/3 wyboru tego, co w Polsce, wiec sie nie ma czym podniecac. Przywiozlam sol do kapieli z Karlsbadu.Przyjemne z pozytecznym!
Jakbys sie wybierala na Sylwestra do Budapesztu to daj znac, chetnie bym sie dolaczyla :) DUB
ReplyDeleteA widzisz, ja mialam na mysli Sylwka w Zakopanem, a Budapeszt planuje na pozny sierpien - wszystko sie jednak moze zmienic!
ReplyDeleteE, to ja widzę,że się dzieje:)
ReplyDeleteJuz sie przestalo dziac :)
ReplyDelete