For Your Pleasure

For Your Pleasure

Monday, August 29, 2011

Smells Like Teen Spirit

Z tymi perfumami jest jak z zoltymi serami w polskich delikatesach. Dziesiatki, jesli nie setki rodzajow wdzieczy sie w gablocie, niektore kusza promocjami, wszystkie kusza egzotycznymi nazwami, w rodzaju 'morski' czy 'z dziurami'...i wszystkie niemal smakuja tak samo. Tutaj mamy do wyboru cheddar i cheddar, tudziez kontynentalne ekstrawagancje, jak edam czy emmental (co to jest emmental ? - spytala mnie ongis dziewoja w pracy, kompletnie zaskoczona faktem, ze istnieje jeszcze jakas odmiana sera poza cheddarem, startym i zafoliowanym rzecz jasna), ewentualnie brie, ale generalnie wiadomo o co chodzi. Cheddar rzadzi. Ser, to ser. W perfumerii zas mamy polki zawalone flakonikami, ktore w ogromnej wiekszosci moznaby wrzucic do jednego pudla z nalepka 'obrzydliwa landryna', reszte zas do mniejszego pudla opisanego powiedzmy jako 'cytrus i morska bryza', czy jakos tak. Spedzilam dzisiejszy dzien wolny od przygnebiajacego obowiazku pracy na wedrowkach zapachowych, pod katem przygotowania merytorycznego do nowego zawodu (ha!). W najblizszym wiekszym miescie mam to, co mam, czyli Debenhams, John Lewis i Boots. Dobre i to. Lazilam, psikalam zawziecie na te papierki - dlaczego tych papierkow wiecznie brakuje ? Obchodzilam szerokim lukiem wszelkie celebrity fragrances. Nos mi zaczal odmawiac posluszenstwa po jakims czasie, wiec wychodzilam na zewnatrz, dwor czy tez pole, jak kto woli, zaczerpnac tchu...i  powracalam wachac dalej. Werdykt: malo co mi sie podoba. Te damskie zapachy sa takie nijakie. Rozumiem, ze to towar szeroko dostepny, a gawiedz lubi to, co lubi, wiec skoro landryna sie sprzedaje, to dalej, zrobmy szkaradztwo jak 'Candy' Prady i niech niewiasty rujnuja swe portfele. Ale o gustach sie nie dyskutuje, jeden woli brie, inny plastikowy utarty cheddar, a inny jeszcze w ogole od serow stroni. Osobiscie zagustowalam w 'Love' Chloe, 'Euphoria' CK - chyba najlepszy zapach tej marki, 'Guilty' Gucci jest przyjemny, aczkolwiek sprawia wrazenie bardzo nietrwalego. Kiedy wsadzilam nos miedzy flakoniki Guerlain, mialam wrazenie ze wacham szafe jakiejs babci. Eleganckiej, dodam, arystokratycznej, miejskiej babci, ustrojonej w pierscienie i futra. Koniec koncow dotarlam tam, gdzie w ogole nie mialam zamiaru zagladac, bo ani 'Angel' ani 'Alien' mi nie podchodza. A tu niespodzianka: Thierry Mugler wypuscil cos o nazwie 'Alien Sunessence Edition Or d'Ambre'. Ten alienek naprawde wyroznia sie na tle wszechobecnego nudziarstwa. Postanowilam sie wen zaopatrzyc i teraz nie moge sie powstrzymac od wachania nadgarstkow. Mmm...


Nos mi sie mam nadzieje wyrobil co nie co. Nigdy sie nie mienilam pasjonatka perfum, jak dotad bylam w posiadaniu CK 'One', 'Unforgivable' firmowanego przez P. Diddy (wiem, obciach jak pieron ale to pachnialo lasem! sosnowym!) i 'Rita' z Benefit. I tyle. Czas pokaze, czy mi sie odmieni. Jestem wciaz zoltodziobem i ignorantem, jesli chodzi o pachnidla. I wciaz uwazam, ze Chanel No 5 smierdzi. Po prostu.

W koncu tygodnia powinnam miec juz zaklepane zakwaterowanie tam, gdzie sie przeprowadzam. Wczoraj do smieci pofrunela tona nagromadzonych przez 3.5 roku szpejow, a na wywozke czekaja dwa wory dla charity shops. Wciaz nie rozwiazana kwestia przewozu dobytku i mojego jestestwa. Do przebycia 170 mil w dol mapy. Chce juz miec to wszystko za soba.





Sunday, August 21, 2011

***

Mesdames et Messieurs, powinniscie byc nareszcie w stanie komentowac - zmienilam cos w ustawieniach i zdaje sie dzialac.

Firma o ktorej ostatnio wspominalam wyraza chec zatrudnienia mnie, w zwiazku z czym nastepne pare tygodni spedze na poszukiwaniu nowego pokoju, zalatwianiu przeprowadzki i wszystkich zwiazanych z tym dupereli. Z calej tej podjary weszlam na strone Royal Opera House i zakupilam bilet na La Traviata, na 17 grudnia, to samo miejsce, co ostatnio i taka sama cena :) Wg ichnich informacji w role Violetty ma sie wcielac m.inn. Anna Netrebko, ale nigdzie jej tam nie widze. Nie kierowalam sie zreszta obsada, a tym, czy sa jeszcze jakies bilety na moja kieszen. Ech, jak fajnie bedzie dotrzec do ROH w przeciagu godziny, a nie planowac dwudniowej wyprawy. Najbardziej wlasnie mnie teraz jara fakt, ze bede miec te wszystkie wydarzenia niemal o rzut beretem. Coz za odmiana po dobrych paru latach bytowania na prowincji, ktora jednak NIE jest dla mnie...

Przez mysl przemknelo mi aby jechac na Xmas do Polski tym razem. Zerknelam na loty z Gatwick - juz £250, strach pomyslec, co bedzie dalej.

W http://www.independent.co.uk/i/, malej gazetce za 20 p, ktora juz zdazylam pokochac calym sercem, znalazlam wzmianke o ulaskawieniu Nergala. Wiecej wiadomosci z naszego kraju nie zauwazylam. 'i' jest super, drwia sobie z Big Brothera, chavs, Daily Mail i podobnego gowna. Fajna rzecz do poczytania podczas lunchu, kiedy wszyscy wokol zaglebiaja sie w Daily Mirror...Ostatnio bylo wiele informacji o oblezeniu, jakiemu stawiaja teraz czola uniwersytety. Kazdy chce dostac sie na studia w tym roku, zanim czesne pojdzie drastycznie w gore, co ma miec miejsce od roku przyszlego. Open Uni ma natomiast stracic dofinansowanie rzadowe co oczywiscie odbije sie negatywnie na cenach kursow. Jasne, niech panstwo dalej lozy na szesnastolatki, ktore rozkladaja nogi w nadziei na darmowe mieszkanie i zasilek, a niech odbiera nadzieje tym, ktorzy chca sie uczyc. Sama mialam swego czasu jakies mrzonki o kontynuowaniu edukacji tutaj, jednak w obliczu tych zmian zapewne kupie stosowne knigi i bede sie doksztalcac sama. Z drugiej strony, mysle sobie o tych wszystkich mlodych ludziach, ktorzy narazaja sie na horrendalne dlugi i poswiecaja min 3 lata nie po to, aby zostac przyszlym lekarzem, prawnikiem czy ksiegowym, ale zeby studiowac jakies enigmatyczne media studies...I po co ? Zeby po odebraniu dyplomu isc pracowac we frytkarni ? Zeby sie szczycic 'wyzszym wyksztalceniem' ?

Milej niedzieli!


Tuesday, August 09, 2011

Guns Of Brixton

Powrocilam wczoraj z Londynu, w blogiej nieswiadomosci dziejacych sie o rzut beretem zamieszek i pozogi. Umeczona kilkugodzinna jazda w wychlodzonym do granic sadyzmu autobusie rzucilam sie na jakies resztki spaghetti, wykapalam i poszlam spac. Dzis dopiero, nabywajac porankiem independentowa gazetke za 20 p, dowiedzialam sie o wyczynach tluszczy w Tottenham i innych sielskich przysiolkach (To-Ten-Cham ?). Nic nowego w sumie, ot, cecha narodowa, jak u nas pieniactwo i pseudoreligijnosc. Dawniej pewnie policja spuszczala wiekszy wpierdol, teraz ledwo kogos tam ustrzeli i biernie patrzy, jak dzielna mlodz pladruje i pali wszystko, jak leci. Ja by wyslala na nich czolgi i armie i niech spacyfikuja ten syf raz, a dobrze. Niestety, to nie Chiny.

W niedziele, jak zapowiadano, deszcz padal co chwile, co zaklocilo moj lunch w St James Park i zmusilo do salwowania sie ucieczka pod jakis dach. Ucieklo mi sie na Oxford Street i tym razem udalo mi sie doczlapac na jej zdecydowanie bardziej interesujacy odcinek, ten zaczynajacy sie od Primarka. Tamze weszlam, zmoknieta jak kura, po czym natychmiast wyszlam, przedkladajac deszcz nad zawartosc sklepu, tak ludzka jak i towarowa. Dalej zanioslo mnie do Selfridges, gdzie ograniczylam sie do jakze kuszacej beauty hall. Tam zawartosc ludzka to w duzej mierze panie w kwefach - czy islam nie zabrania przypadkiem makijazu ? Przeciskajac sie przez ciemnoskory tlum, dobrnelam do stoiska NARS (Orgasm, Superorgasm - wtajemniczeni wiedza o co chodzi...a mnie i tak zaden z tych odcieni nie pasi, widocznie nie dla mnie orgazmy), poczelam sie babrac i mazac, pan ze stoiska widza, ze mam juz cala lape w swatchach podal mi chusteczke, co bym toto starla...i spojrzal na mnie, czy tez raczej na moj przyodziewek skromny z taka odraza, ze az mi sie glupio zrobilo. Do podrozy i szwendania ubieram sie superwygodnie: legginsy, Skechersy i bluza z kapturem, w tym przypadku o numer za duza kangurka z nie pozostawiajacym zadnych watpliwosci napisem EVERLAST w poprzek biegnacym. Jak to uslyszalam w Polsce: nosisz ciuchy dla koksow. Naturalnie, w kontekscie dresiarskiej dziczy szalejacej w tym czasie w pechowych dzielnicach miasta, negatywna konotacja i idaca za nia milczaca dezaprobata snoba za lada byla jak najbardziej zrozumiala. Koniec koncow, wyszlam stamtad z malym cudenkiem. Ostroznie z takimi cudenkami, latwo przedawkowac i w efekcie wyglada sie jak lalka matrioszka.

Deszcz nie ustawal, oczywistym bylo wiec, ze musze pielgrzymowac dalej. W House of Fraser niefrasobliwie zagadnelam sprzedawczynie na stoisku Clarins o odcienie podkladow, chcialam jeno wydebic probke, a tu dziewcze zapalalo entuzjazmem i przystepilo do makeoveru. Rhiannon, bo tak jej bylo na imie, zrobila mi na twarzy taka masakre, ze nawet przyslowiowy pijany malarz pokojowy by nie nawalil tyle farby na sciane, co ona mi tej tapety na facjate...Znioslam to wszystko dzielnie, wlacznie z wsadzeniem mi kredki do oka, choc malowania wewnatrz dolnej powieki nie znosze i nie uznaje, bo chcialam zagarnac mozliwie najwiecej freebies, po cokolwiek wymuszonym zakupie...Moj zamiar sie powiodl, wyszlam stamtad z tona pudru grzeznacego w zmarszczkach, ale za to z balsamem do ciala, primerem notabene zmarszczki wygladzajacym, woda toaletowa i dwoma probkami Everlasting Foundation, zebym w domu na spokojnie wyprobowala, jaki powinnam wybrac odcien. Ukontentowana, pognalam z miejsca do Starbucksa (darmowy kibel z lustrem, choc oswietlenie kiepskie), wydobylam chusteczki i jelam scierac z siebie owo ugruntowanie, zastanawiajac sie przy tym, kto te nieszczesne konsultantki od siedmiu bolesci szkoli, kto im wmawia, ze na swiecace sie czolko nalezy walic lots and lots of powder, a podklad pedzlem aplikowac w takich ilosciach, ze na spore drzwi by starczylo. Kurwa, ona mi nawet brwi zdolala zamalowac!

Przezylam noc w hostelu (NIE polecam Brazen cos tam na Marylebone, brudno, pijaki dra mordy noca, bo na dole jest pub, a staff nie rozumie po angielsku), poniedzialek dla odmiany przywital mnie sloncem i cieplem. Wsiadlam w pociag, zalatwilam co mialam zalatwic, z dala od holoty pladrujacej w tym czasie Curry's. Nawiasem mowiac, w tym moim kapturze moglam sie przeciez spokojnie dolaczyc do imprezy. Z dotarganiem telewizora do Victorii moglby byc problem, ale jakis porzadny depilator by sie przydal, czy tam inne jakie elektryczne akcesoria. Madry Polak po, nomen omen, szkodzie.

A skad w ogole ta wycieczka i te kosmetyczne wynurzenia ? Stad, ze bylam na rozmowie o prace w firmie perfumeryjnej. Dzis firma odpisala, ze cieszy sie z poznania mnie i pragnie mnie poznac lepiej, co oznacza kolejna wizyte tamze, testowanie mojego nosa, czy wrazliwy na zapachy i facilities tour. Wszechswiat nie proznuje: dopiero co w Polsce rzucalam od niechcenia podczas kolacji, ze nie mialabym nic przeciwko, aby mieszkac blizej Londynu, ze na poludniu ciut cieplej i blizej do Europy i w ogole...No i sie pojawila opcja i zamierzam ja wyeksploatowac. Zabawne, ze gdyby nie ciagle aktualna wizja zwolnienia z obecnej pracy, w ogole nic bym nie zrobila w tym kierunku, poza gadaniem. Wake-up call, it seems.

Jedno wiem na pewno: wbrew radom kolegi z pracy, londynczyka z urodzenia, nie przeprowadze sie do Croydon...